About: dbkwik:resource/_zY4CNQVFTVbibf7WQBo2A==   Sponge Permalink

An Entity of Type : owl:Thing, within Data Space : 134.155.108.49:8890 associated with source dataset(s)

AttributesValues
rdfs:label
  • Poemat o Bogu i człowieku
rdfs:comment
  • 1 Scena. Po bokach grają aniołowie czy dwa szkielety opięte w mosiądz? Mają półkule niebios na głowie, na niewidzialnym oparci słowie grają bez głosu. Pośrodku krwią płynęło, potem ogniem i siarką, potem zielenią, a potem bielejąc opadło martwo. Droga bezkolorowa i czysta, w poświacie gwiazd srebrzysta, którą zaklęcia ludzkie na ziemi mleczną pierś prowadzą Boga skutego w słabość i śmierć. 3 Na kłębowisku jelit syczących mózgi jak kulki rtęci pryskały, a wtedy rosły żelazne kłącza w ogniu poczęte - i kamieniały. I tak zdeptany został, a w chwale szły urojone pochodów fale.
dcterms:subject
dbkwik:resource/WglBShsp9V9mYtToH6YeZw==
  • Poemat
dbkwik:wiersze/pro...iPageUsesTemplate
Autor
  • Krzysztof Kamil Baczyński
abstract
  • 1 Scena. Po bokach grają aniołowie czy dwa szkielety opięte w mosiądz? Mają półkule niebios na głowie, na niewidzialnym oparci słowie grają bez głosu. Pośrodku krwią płynęło, potem ogniem i siarką, potem zielenią, a potem bielejąc opadło martwo. Droga bezkolorowa i czysta, w poświacie gwiazd srebrzysta, którą zaklęcia ludzkie na ziemi mleczną pierś prowadzą Boga skutego w słabość i śmierć. 2 W gontynach długo prosili, długo łkali w katedrach, w próg chmury głową bili, przez księgi i krzyże się wili, aż się Bóg z ciszy wyżebrał. Zbierał się w ustach ludzkich słowami kolorowemi i stąd nabrał barwy krwi, a rąk podobnych do ziemi. Zbierał się w ludzkim czynie kującym na dobro i zło, więc oczy miał ludzkim podobne, a ręce kwiatom i kłom. Zbierał się długo pod kulą zamkniętą na każdy głos, więc w końcu w ciele się ulągł dymiącym jak zgasły stos. 1 Właśnie grzmiała epoka, bo z tysiąca dział wystrzelona, opadła, wybuchła jak ptak, z trąbek mosiężnych strumień kwiatów się lał i wiądł, na żelaznych niesiony kłach. "Czy to lodowce? - myślał Bóg - jak hełmy zielone suną, czy to się chmur tak wygiął łuk i deszcze złota runą?" Ale nim się przypatrzył szeregom, nim kaski rozpoznał i szklistą broń, szedł żołnierzem po chrzęście śniegu w kaskadach żółtych trąb. 2. Śpiew o żołnierzu Bazylim Dziwne przemiany. W glinie leżąc pod niebem do serca obnażonym ogniem widział żołnierz Bazyli kolumnady zwierząt rysowane iskrami trwogi. Pod kloszem hipnozy czuł, jak się kładą na stopy, na dłonie plamami znaków, jak mu się palce dziesięcią robaków wiją pomiędzy trawą. A głowa jak szczur ogromny piszczała ślisko znad kłębów snu lub się sam korpus czołgał po krzyżownicach dróg. 3 Na kłębowisku jelit syczących mózgi jak kulki rtęci pryskały, a wtedy rosły żelazne kłącza w ogniu poczęte - i kamieniały. Widział Bazyli płonąc od lęku postać z powietrza kutą i głazu, która na tarczy nieba uniosła czerwone nici ziemi obrazu. Na tej kopule spłaszczony martwiał trup zielonkawy, a spod powieki krew mu się lała, a ciemność z gardła. i stał, pół-grozą tak. pół-człowiekiem. I mówił Bazyli ustami białemi, jakby motylem wgniecionym do ziemi: "Ach, te tablice, znane mi, znane, kiedym je w ogniu złocistym począł i przykuł na nich jak przykazanie te dwa balony śmiertelnych oczu. Ach, przez jakiego mówiąc mojżesza. jakim ja ludem teraz zrozumiem. jakże ja ręce ścięte rozgrzeszać mogę i drogi budować z trumien?" I nie miał ciała żołnierz Bazyli, tak mu się sen proroczy wyniósł, że mu zostały ręce na czynie, nogi na ziemskim łuku nachyleń. I powlókł w miasta strasząc i grając na dwu piszczelach czy na dwu włóczniach, gdzie go ładowne rzeki mijają jakby pokoleń martwego ucznia. Przesłanie: Żołnierz Bazyli w polu przystaje. czeka u dźwierzy, ręce nad krajem. gdzie mija, w lament rzuca i wznosi i tak czekając jest, jakby prosił: "Idąc przez 10 obcych przykazań stanąłem 5-tym i stoję głazem!" 1 I zstąpił Pan Bóg nowym człowiekiem, który nie czując śmiał się i błyskał nożem jak falą różowej rzeki, z której wynikał i z której tryskał w świat. Był to rzeźnik Jan, który nożem najtwardsze czaszki krajał jak orzech. 2 I widział co dzień w krwawym poranku, jak mu się ziemia toczy spod nóg i jak się słońce gotuje w garnku wszystkich kolorów. I myślał: "Bóg jest właśnie w takiej czerwieni płynnej, na pół surowej, a pół dziecinnej". 3 I głaskał połcie różowe, które jak łuk prężyły się z dołu w górę i czerwonymi łzami chrzęściły, plaskiem o dłonie, wężem się wiły a zastygały znakiem czy sznurem. Więc klepał mięso rzeźnik wesoły, rąbał, rozwijał jak lot motyli, nożem magicznie jak ptakiem kwilił nad masą gładką; wtedy pod nożem kwitły łańcuchy, psy i obroże, rośli prorocy, ludzie i tłumy, jakby kolumny jego zadumy, dzwoniły w szyby, kwitły i rosły pod ostrzem, jakby pod krwawym wiosłem. 4 A potem dzień się topił jak świeca, jeszcze się pożar ostatkiem wzniecał, huczał płomieniem horyzont szklany i widział rzeźnik pożar firanek i mięsa pożar, które się tliło od blasku słońca i snem dymiło. Wtedy w poduchach grubych odjeżdżał Jan-rzeźnik szparki, a w oknach stawał ogromny upiór, czerwony, śliski, który bez twarzy, jak mięsa kawał prowadził hucząc w piszczel okaryn czerwone owce i woły wszystkie, odarte z ciała trupy i mary. A potem jeszcze widział Jan w grozie twarze przyjaciół, które pod nożem jego zamyśleń traciły korę i klekocące szczękami chorał stały u szyby jak płaty mięsa dymiące juchą, w lęku się trzęsąc. I płakał rzeźnik Jan, aż tak zmalał. że go uniosło łóżko jak fala i w śmierć go niosła. Wtedy się zbudził: miał twarz i ręce jak wszyscy ludzie. Bóg wyszedł z niego, więc wstał i poszedł, by nosić słońce poranne koszem. Przesłanie: Rzeźnik Jan chodzi z nożem i nosi słońce czerwone w wierzbowym koszu, staje u dźwierzy i ręce krwawe wznosi, opuszcza, wyciera w trawę, ale się słowa żadne nie rodzą; więc mówią tylko, że parną nocą rzeźnik objąwszy słoniny połeć stoi płaczący u wrót kościoła. 1 Więc wstąpił Bóg w ciało, w którym kwiaty płyną i które dojrzało jak owoc roślinom, i które dojrzało powietrzu i ciepłu, aż prętem sprężystym w zwierciadle zakrzepło. Płynęły mu z ramion włosy w sen, w sen nieprzytomny, pół-metalowy, który poczynał się w blaszkach drżeń, a kończył się w kolebce głowy. Krew płynąc marmur różowy wiąże, wydyma w storczyk skrętów i schyleń i zamykana, łechcąc i drążąc, wykwita w ustach - krwawym motylem. Noc się nadyma w naczyniach ud, w dłoniach się kończy ptasim trzepotem, kipią w powiekach krople nut czy krople nieba dojrzałe złotem? A wtedy wstaje i w tańcu płynie depcząc zielone gwiazdy i cienie, aż się ustoi w ciepłym jaśminie, jakby na progu wniebowstąpienia. 2 A potem cicho w zwierciadle stoi i słychać prochu lecący kosmos, wtedy w różowym łuku powoi czarne szczeliny powoli rosną. Więc zalękniona wydziera z siebie płatek po płatku - dziecko - by dalej z prochu powstałe zeszło na ziemię i niosło ciało przez noc i fale. 3 I tak się z wolna przeradza w owoc pieśnią żywiczną, nutą lipową. I warg go uczy, kształtów go uczy, leje weń oczy złotem ustałym, zamyka gwiazdą jak srebrnym kluczem, aż się z rośliny wywiedzie - ciałem. Aż zolbrzymieje; pełne, chlupocząc płynem magicznym, odchodzi w taniec, aż tryska kolor z dłoni i oczu, aż się zamieni z powrotem w kamień. Ona zostaje zmieniona w posąg, który poryty ogniem i rosą sypie dmuchawcem i widząc koło odarte z barwy, w czasie huczące, zmienia się z wolna w przestrzeni kolor, gdy w martwą urnę napływa słońce. Przesłanie: I powiadają, że w słońca racach całkiem oślepła chodzi nad morzem i szklanym prętem zgaduje drogę. Wtedy w przestrzeni ognisty orzeł i pożar znaków, krwawych wyroków, spada w płomieniach, a potem spokój zalewa szarym woalem chmury i deszczem śpiewa z dołu do góry. V. Pieśń o muzyku Zbudził się Pan Bóg w pół w kołysaniu, jakby na tratwie zielonych chmur, w ciele, co było podobne graniu multanek srebrnej piły gór. Jednak w człowieku się zbudził i dłonią wodził po skrzypcach, głaskał miłośnie struny kwitnące białą jabłonią wszechmożliwości otwartej na oścież. Wtedy oparty o pejzaż lekki, o ramę, w której rodził się śpiew, widział: w powietrze napływa krew i w kształty stygnie wiotkie i miękkie, Potem ze skrzypiec otwartych ust ciągnął się pochód roślin i form, wyjeżdżał z trzaskiem wielki wóz i lodem gwiazd po ziemi dął. Rwały się kształty i w przestrzeń lały jak kolorowe łodygi chwały. Szły pochodami, aż nagle w lęku, czy to spłoszone, czy mistrza ręką w noc nie złożone. Kolumną cieni jęły zawracać grzmotem po ziemi i w skrzypce wypełzać, aż pękły z trzaskiem i rozsadziły je krwią i blaskiem. A potem stopy z żelaza lane stawiały gryfy, konie, tytany, na palcach wiotkich jakby z promieni, którymi muzyk stworzył je z cieni. I tak zdeptany został, a w chwale szły urojone pochodów fale. VI. Epilog Jest scena. Obok aniołowie grają jak dwa obłoki opięte w mosiądz; głowy znużone w skrzydła skłaniają, grają bez głosu. Pośrodku droga. Po niej powrócił z ust pozbierany, z czynów wyrwany Bóg, który w ludziach błądzący - ucichł i znów bez ciała zawisł - nieznany. Oto jest pieśń jak sen pod powieką nalany trwogą - tak Bóg cierpi w człowieku, a człowiek w Bogu. Image:PD-icon.svg Public domain
Alternative Linked Data Views: ODE     Raw Data in: CXML | CSV | RDF ( N-Triples N3/Turtle JSON XML ) | OData ( Atom JSON ) | Microdata ( JSON HTML) | JSON-LD    About   
This material is Open Knowledge   W3C Semantic Web Technology [RDF Data] Valid XHTML + RDFa
OpenLink Virtuoso version 07.20.3217, on Linux (x86_64-pc-linux-gnu), Standard Edition
Data on this page belongs to its respective rights holders.
Virtuoso Faceted Browser Copyright © 2009-2012 OpenLink Software