About: dbkwik:resource/bVXJn3rVSWzoLJN890o66Q==   Sponge Permalink

An Entity of Type : owl:Thing, within Data Space : 134.155.108.49:8890 associated with source dataset(s)

AttributesValues
rdfs:label
  • Jangada/I/19
rdfs:comment
  • — Więc urodziłeś się pan w Tijuko, stolicy okręgu dyamentowego? — Tak, czy także z tej prowincyi pochodzisz? — O nie! pochodzę z prowincyi nadatlantyckich, w północnej Brazylii. — A pan, czy znasz krainę dyamentów? zapytał Torres Manuela. Za całą, odpowiedź Manuel przecząco poruszył głową. — A pan, rzekł znów Torres zwracając się do Benita, którego widocznie chciał wciągnąć w tę rozmowę, czy także nie znasz tej okolicy, czy nigdy nie wzięła cię ochota zwiedzić kopalnie dyamentów? — Nigdy, odrzekł krótko. — I cóżbyś z nim robił? zapytała Lina. — Co? ma się rozumieć, żebym go sprzedał. — Jakto? zapytał.
Tytuł
  • |1
dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg==
  • [[
dbkwik:resource/WglBShsp9V9mYtToH6YeZw==
  • Część I
  • Rozdział
dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA==
  • [[
adnotacje
  • Dawny|w latach 1881-1882
dbkwik:wiersze/pro...iPageUsesTemplate
Autor
  • Juliusz Verne
abstract
  • — Więc urodziłeś się pan w Tijuko, stolicy okręgu dyamentowego? — Tak, czy także z tej prowincyi pochodzisz? — O nie! pochodzę z prowincyi nadatlantyckich, w północnej Brazylii. — A pan, czy znasz krainę dyamentów? zapytał Torres Manuela. Za całą, odpowiedź Manuel przecząco poruszył głową. — A pan, rzekł znów Torres zwracając się do Benita, którego widocznie chciał wciągnąć w tę rozmowę, czy także nie znasz tej okolicy, czy nigdy nie wzięła cię ochota zwiedzić kopalnie dyamentów? — Nigdy, odrzekł krótko. — A! jakże żałuję że nie znam tej okolicy, zawołał Fragoso, bezwiednie dopomagając Torresowi; zdaje mi się że znalazłbym w niej jaki dyament wielkiej wartości. — I cóżbyś z nim robił? zapytała Lina. — Co? ma się rozumieć, żebym go sprzedał. — W takim razie byłbyś został bogatym, rzekła Lina. — Może nawet i bardzo bogatym, odpowiedział. — Gdybyś tak trzy miesiące temu, był bogatym, pewnie nigdy nie przyszłaby ci do głowy owa myśl... z tym pnączem. — Ach! prawda, zawołał, i nie uratowałaby mnie śliczna dziewczyna która teraz... A! Bóg najlepiej wie co nam trzeba! — I dlatego daje ci za żonę moją faworytkę Linę, bierzesz więc brylant jeszcze drogocenniejszy, rzekła Mina. — Wyraźnie więc zyskuję na zamianie, odrzekł Fragoso patrząc na Linę. Widać Torres chciał aby rozmowa na ten temat nie ustawała; gdyż rzekł znowu: — Co prawda, w Tijuko robiono nagle tak ogromne majątki iż wiele głów zawrócić mogły. Czy nie słyszeliście państwo o tym sławnym dyamencie z Abaety, którego wartość oceniono na 7 miliardów 500 milionów fr. Ważył on jedną uncyę (1/16 funta,) i pochodził z kopalni brazylijskich. Znaleźli go trzej wygnańcy skazani na wygnanie na całe życie, w rzece Abaecie, o 24 mil od Serro de Frio. — I odrazu zostali bogaci? zapytał Fragoso. — Bynajmniej, odrzekł Torres. Dyament oddano gubernatorowi kopalni; gdy został oszacowany i wykazała się nadzwyczajna jego wartość, Jan VI, król portugalski, kazał go oszlifować i przebić na wylot i nosił go na szyi zawieszony na łańcuchu, podczas wielkich uroczystości. Co zaś do skazańców, ci za całą nagrodę zostali ułaskawieni, przebieglejsi od nich byliby przyszli do majątku. — Pan, naprzykład, rzekł Benito. — Zapewnie... czemużby nie? odrzekł Torres. Czy zwiedzałeś pan kiedy okręg dyamentowy? dodał zwracając się do Garrala. — Nigdy, odrzekł Joam, patrząc mu w oczy. — To szkoda; warto żebyś kiedy przedsięwziął tę podróż, bo zapewniam go że jest co widziéć. Okręg dyamentowy jest to pewna przestrzeń leżąca w rozległem cesarstwie Brazylijskiem, mająca 12 mil obwodu, która różni się najzupełniej od ziem ją otaczających naturą gruntu, roślinością i piasczystemi łanami zawartemi wśród wysokich gór. Jest to miejscowość najbogatsza w świecie: od roku 1807 do 1817 wydobywano z niej corocznie około 18,000 karatów dyamentów. Ach! dobre to były czasy nietylko dla tych co poszukując dyamentów wdrapywali się za niemi aż na szczyty gór, ale i dla kontrabandzistów, którzy wydrwiwali je od znalazców. Teraz już dobywanie dyamentów stało się daleko trudniejszem, a dwa tysiące czarnych, używanych przez rząd do robót w kopalniach, muszą spuszczać wody rzek aby z ich łożysk wybierać piasek dyamentowy. Dawniej lepiej bywało. — Szkoda tych dobrych czasów, rzekł Fragoso. — Ale i dziś jeszcze łatwo zdobyć dyamenty sposobem jakim posługują się złoczyńcy, to jest przez kradzież. I tak, około roku 1826, miałem wówczas lat ośm, odegrał się w samem Tijuko straszny dramat, dowodzący że zbrodniarze nie cofają się przed niczem, ilekroć jednym zuchwałym czynem mogą odrazu wielki zrobić majątek... Ale zapewnie to państwa wcale nie zajmuje?... — Przeciwnie, kończ, proszę, odrzekł spokojnie Garral. — Dobrze, odrzekł Torres. Tym razem szło o kradzież dyamentów, a wiadomo że jedna garstka tych kamyków może być warta nawet miliony. I Torres którego cała fizyognomia zdradzała teraz największą chciwość, mimowolnie otworzył i ścisnął dłoń jak gdyby zgarniał te miliony. File:'Eight Hundred Leagues on the Amazon' by Léon Benett 44.jpg — Opowiem więc jak to było. Jest zwyczaj w Tijukoże wszystkie w ciągu roku wydobyte dyamenty, odsyłają za jednym razem, podzieliwszy je na dwie części, na większe i mniejsze. Pakują je w worki i odsyłają do Rio-Janeiro. Lecz ponieważ przedstawiają wartość wielu milionów, więc odwozi je urzędnik wyznaczony przez intendenta, któremu towarzyszy konwój złożony z czterech żołnierzy konnych i dziesięciu pieszych. Najprzód udają się do Villa-Rica, gdzie dowodzący jenerał przykłada na workach swoje pieczęcie, poczem cały konwój zwraca się do Rio-Janeiro. Dla większej ostrożności, dzień wyjazdu trzymany jest w tajemnicy. Otóż w roku 1826, pewien młody dwudziesto dwuletni urzędnik Dacosta, od kilku już lat pracujący w biurze jeneralnego gubernatora, w Tijuko, obmyślił sobie plan następujący. Porozumiawszy się z liczną i dobrze uzbrojoną bandą kontrabandzistów, zawiadomił ich o dniu wysyłki dyamentów, wskutku czego, w nocy 22 stycznia, banda ta napadła niespodzianie na żołnierzy eskortujących. Bronili się dzielnie ale musieli uledz przemagającej sile, i zostali wymordowani z wyjątkiem jednego, który choć ciężko ranny zdołał jednak uciec i zawiadomić o tym strasznym napadzie. Urzędnik towarzyszący żołnierzom został także zabity, i widać zbójcy musieli rzucić ciało jego w jakąś przepaść, gdyż nigdzie znaleźć go nie można było. — A cóż ów Dacosta? zapytał Joam Garral. — Zbrodnia jaką popełnił nie wyszła mu na dobre. Różne drobne okoliczności zwróciły na niego podejrzenie — oskarżono go że był główną sprężyną całej tej sprawy, i daremnie dowodził że jest niewinnym. Skutkiem swego stanowiska, mógł wywiedzić się o dniu wysyłki dyamentów i uprzedzić złoczyńców; został więc uwięziony, osądzony i skazany na śmierć, a wyrok taki powinien być wykonany w przeciągu dwudziestu czterech godzin. — I czy nieszczęśliwy ten został stracony? zapytał Fragoso. — Nie, odrzekł Torres. Został osadzony w więzieniu Villa-Rica, i w nocy, na kilka godzin przed wykonaniem wyroku, niewiadomo czy sam, czy z pomocą swych wspólników, zdołał z niego uciec. — I odtąd nie słyszano już o nim? zapytał Joam Garral. — Nigdy, odrzekł Torres. Zapewnie opuścił Brazylią, i gdzieś w dalekich krajach żyje sobie swobodny, używając spokojnie owoców swej kradzieży. — Powinienby raczej nie zaznać chwili spokoju, dręczony wyrzutami sumienia, rzekł Joam Garral. Po tej rozmowie, biesiadnicy wstali od stołu i wyszli na pokład świeżem odetchnąć powietrzem. Słońce pochylało się już na horyzoncie, ale z godzina miała jeszcze upłynąć nim ciemność zapadnie. — Bardzo to niewesoła historya, i zasępiła nasz obiad zaręczynowy który rozpoczął się tak wesoło, rzekł Fragoso. — Ależ to twoja wina, Fragoso, rzekła Lina. — Jakto? zapytał. — A po cóż było rozpytywać się o ten okręg dyamentowy. — Ależ czyż mogłem przewidziéć do czego to doprowadzi? odpowiedział; jeźli więc zawiniłem to i srodze jestem ukarany, panno Lino, bo nie słyszałem twego wesołego śmiechu przy wetach. File:'Eight Hundred Leagues on the Amazon' by Léon Benett 45.jpg Cała rodzina zwróciła się ku przodowi jangady. Manuel i Benito szli obok siebie nic nie mówiąc; Jakita i Mina milczały także; wszystkich przygniatało jakieś niewypowiedzianie smutne wrażenie, jak gdyby przeczucie blizkiej ważnej katastrofy. Torres zbliżył się do Garrala, który zwiesiwszy głowę siedział w smutnych zatopiony myślach, i rzekł kładąc mu rękę na ramieniu. — Joamie Garral, chciałbym pomówić z tobą. — Czy tu? — Nie, na osobności. — Chodź więc ze mną. Obydwa weszli do domu i zamknęli drzwi za sobą. Niepodobna opisać boleśnego wrażenia jakie wzbudziło w sercach całej rodziny to oddalenie się Joama Garral z Torresem. Cóż mogło być wspólnego między tym awanturnikiem a uczciwym fazenderem z Iquitos? Nikt nie śmiał iść za nimi, ale wszyscy czuli jakby straszne nieszczęście wiszące nad ich głowami. — Manuelu, rzekł Benito, chwytając za rękę przyjaciela i pociągając go w przeciwny koniec statku, bądź co bądź trzeba żeby ten awanturnik wylądował jutro w Manao — nie dozwolę mu płynąć dalej na naszym statku. — Tak... masz słuszność... odrzekł Manuel. — A jeźli przez niego... z jego przyczyny... nieszczęście jakieś spotka mojego Ojca... zabiję go! zawołał Manuel.
Alternative Linked Data Views: ODE     Raw Data in: CXML | CSV | RDF ( N-Triples N3/Turtle JSON XML ) | OData ( Atom JSON ) | Microdata ( JSON HTML) | JSON-LD    About   
This material is Open Knowledge   W3C Semantic Web Technology [RDF Data] Valid XHTML + RDFa
OpenLink Virtuoso version 07.20.3217, on Linux (x86_64-pc-linux-gnu), Standard Edition
Data on this page belongs to its respective rights holders.
Virtuoso Faceted Browser Copyright © 2009-2012 OpenLink Software