abstract
| - W to czarne państwo śmierci zajrzał Dzień różany Przez okna i z przelękiem cofnął zbladłe lice Za płótna — wielkie tylko gorzały gromnice: Las pni z wosku, rozkwitły w świateł tulipany. Recitatiwa w dole, śpiew brzmiał w górnej strefie, Z trybularzem co chwila klękały alumny — Na stopniu wysokiego katafalku trumny Klęczałam ja... w żałobie grubej, w czarnym kwefie. Kogoż tak do snów wiecznych tuliły śpiewaki? Kogo złożyli do tej wieczności kołyski? Nie wiedziałam! Ktoś drogi mi, ktoś bardzo blizki. Lecz nie mogłam przypomnieć sobie: kto to taki? Nagle umilkły śpiewy... i za tym sygnałem Ujęli się pod ręce i wiedli przez stopnie, Zwężające się w górze, wysoko okropnie... Abym się pożegnała ostatni raz z ciałem — O, ten pochód trwał wieki!.. pot mi lał się z czoła, Stanęłam wreszcie... wieka odchylili tracze, — Czułam, że straszniejszego nad śmierć coś zobaczę!... W trumnie zamordowany leżał trup Anioła! Ten Anioł?! to ja byłam w mego życia wiośnie, Z piersią przebitą, z której przez otwór głęboki Ze zranionego serca ciekły dwie posoki... A usta były jeszcze złożone miłośnie. Dwiema krwiami buchała wielka w piersiach szpara, Zbryzgując katafalku płachtę aksamitną; Krwią jak ogień czerwoną i drugą błękitną — To z serca uchodziły tak: miłość i wiara. Co dalej było... nie wiem już!... po tym widoku — Dotąd ten krzyk mam w uszach, jakem w tedy krzykła, Świat mi zatańczył w oczach, ziemia z pod stóp znikła— I runęłam z łoskotem w jakąś otchłań mroku. Z tego snu, czy zemdlenia, czy może obłędu?... Gdym otwarła — nie pomnę, jak prędko — źrenice, Nad miastem stało słońce, tłum szedł przez ulicę — I ja!... lecz już do ludzi nie wchodziłam rzędu — Szłam cicha, uśmiechnięta, w krep czarnych odzieniu — Tak w tłumie chodzą wdowy strąconych mocarzy — Nikt nie śmiałby ustami tknąć mej zimnej twarzy, Ni do poufnych biesiad zwać mię po imieniu. Byłam jak gość wśród ludzi ważny, a daleki: Ktoś gestem mnie ukaże reszcie towarzyszy I chwytam wzrok współczucia... mówią do mnie ciszej, Schylając skroń, z wyrazem względów i opieki. To majestat nieszczęścia! tę cześć w sercach budzi Czasem zbyt wielkie nad kimś losu okrucieństwo, Tym hołdem świat otacza tych, których męczeństwo I ból nadludzki wyniósł po nad ogół ludzi. Image:PD-icon.svg Public domain
|