rdfs:comment
| - Jeśli zdala na cypliska spojrzysz gór, - w słonecznym blasku z pychą kąpią się książęcą, złotem lśniąc i lśniąc purpurą. Zbliż się - a ten przepych wionie. Jak u innych tego świata wyniosłości, li świetlane omamiały cię miraże. Złoto wrzkome i purpura: czczy to śnieg, ach, śnieg to marny, co żałosno-niedołężnie w samotności drzemie nudach. Zbliska słyszał ja na górze, jak on skrzypiał tam, nieborak, jak nieczułym, zimnym wiatrom z białej się spowiadał nędzy. O, jak wloką się leniwie - (jęczał) - w głuszy tej godziny Gnuśnie pełza czas, bez końca, przez zmrożone wieków wieki! O nieszczęsny! Czemuż zamiast na górzyste te wyżyny - tam na doły, na znajome kwieciem niwy, gdzieś nie spadłem Byłbym tam się stopił w strugę - i najgładsza z wiejskich dziewcząt może byłaby z uśmiechem liczko w mojej
|
abstract
| - Jeśli zdala na cypliska spojrzysz gór, - w słonecznym blasku z pychą kąpią się książęcą, złotem lśniąc i lśniąc purpurą. Zbliż się - a ten przepych wionie. Jak u innych tego świata wyniosłości, li świetlane omamiały cię miraże. Złoto wrzkome i purpura: czczy to śnieg, ach, śnieg to marny, co żałosno-niedołężnie w samotności drzemie nudach. Zbliska słyszał ja na górze, jak on skrzypiał tam, nieborak, jak nieczułym, zimnym wiatrom z białej się spowiadał nędzy. O, jak wloką się leniwie - (jęczał) - w głuszy tej godziny Gnuśnie pełza czas, bez końca, przez zmrożone wieków wieki! O nieszczęsny! Czemuż zamiast na górzyste te wyżyny - tam na doły, na znajome kwieciem niwy, gdzieś nie spadłem Byłbym tam się stopił w strugę - i najgładsza z wiejskich dziewcząt może byłaby z uśmiechem liczko w mojej myła fali. Ah, co więcej, pewnie byłbym w dal popłynął, aż do morza, gdzie sperlony, mógłbym w końcu króla zdobić gdzie koronę! Słysząc one żale, rzekę : Srodze wątpię, śnieżku luby, iżby mógł cię tam, na dołach, tak wspaniały czekać zawód. Pociesz się - boć tam, w padołach, mało kto się perłą staje. Wpadłszy może gdzie w kałużę, byłbyś brudnem stał się błockiem. Kiedym zaś w ten sens, mniej więcej, wiódł ze śniegiem rozhowory, padł znienacka strzał. Z powietrza zwalił się brunatny sęp. Strzał ten - figiel to Laskara; lecz myśliwski żart kamiennej nie ożywił strzelca twarzy - jeno fuzji dymił wylot. Niemy wciąż, z ptasiego kupra wydarł pióro - na pilśniowy zatknął je kołpaka stożek - i w milczeniu kroczył dalej. Niemal zbierał strach na widok, jak podłużny, z piórem, cień po cypliska białym śniegu czarną ślizgał się sylwetą.
|