About: dbkwik:resource/hov4r_7zAxWwYCPr65oRuw==   Sponge Permalink

An Entity of Type : owl:Thing, within Data Space : 134.155.108.49:8890 associated with source dataset(s)

AttributesValues
rdfs:label
  • Boska Komedia (Porębowicz)/Piekło - Pieśń XVII
rdfs:comment
  • 4 Rzekł Mistrz i skinął czarciemu wywłoce, Ażeby do nas przybliżył się, skrzydły Dżwignąwszy w górę ku samej opoce. 7 A owy zdrady pierwowzór obrzydły File:Inferno Canto 17 verse 7.jpg Do brzegów tułów i głowę wypręża, W dół opuszczając ogoniaste widły. 10 Twarz jego, niby twarz zacnego męża, Ufność budziła składając się szczerze, Lecz resztą cielska przypominał węża. 13 Łapy kosmate miał do pach, jak zwierzę, A boki jego, grzbiet i przepuklina Były upstrzone w węzły i puklerze. 16 Żaden kunszt Turka ani Tatarzyna Tak barwnym haftem nie zdobi dywanów Ani tak kwitła Arachny tkanina.
dcterms:subject
Tytuł
dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg==
dbkwik:resource/WglBShsp9V9mYtToH6YeZw==
  • Piekło
  • Pieśń XVII
dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA==
dbkwik:wiersze/pro...iPageUsesTemplate
Autor
  • Dante Alighieri
abstract
  • 4 Rzekł Mistrz i skinął czarciemu wywłoce, Ażeby do nas przybliżył się, skrzydły Dżwignąwszy w górę ku samej opoce. 7 A owy zdrady pierwowzór obrzydły File:Inferno Canto 17 verse 7.jpg Do brzegów tułów i głowę wypręża, W dół opuszczając ogoniaste widły. 10 Twarz jego, niby twarz zacnego męża, Ufność budziła składając się szczerze, Lecz resztą cielska przypominał węża. 13 Łapy kosmate miał do pach, jak zwierzę, A boki jego, grzbiet i przepuklina Były upstrzone w węzły i puklerze. 16 Żaden kunszt Turka ani Tatarzyna Tak barwnym haftem nie zdobi dywanów Ani tak kwitła Arachny tkanina. 19 Podobien owej sterczącej z bałwanów, A pół w nadbrzeżny piasek wrytej łodzi, Lub bobru w kraju żarłocznych Germanów, 22 Kiedy na czatach do pół ciała brodzi, Zwierz przylgnął piersią tam, gdzie brzegu spadek Tamą kamienną morze piasków grodzi. 25 Potwór nad próżnią wykręcał pośladek I jadowity ogon rozszczepany Widlasto w górę prężył jak niedźwiadek. 28 Wódz rzekł: „Tu z drogi naszej dla odmiany Zboczymy, aby dostąpić do smoku, Co się tam rozparł złośliwy i szczwany". 31 Zaszliśmy zatem od prawego boku I brzeżkiem uszli kroków dziesięcioro, Strzegąc od żaru stóp swoich i wzroku. 34 Gdyśmy stanęli prawie ponad stworą, Widzę opodal lud, co obsiadł pole Kaźni, nad czarną schylony komorą. 37 „Ażebyś poznał wszystkie w tym tu kole Duchom występnym naznaczone kary, Idź naprzód — rzekł Mistrz — obacz ich niedolę. 40 Niech będą krótkie twoje z nimi gwary; Ja zaś do zwierza podejdę i każę, Aby nam podał swoje mocne bary". 43 Za czym sam jeden, by się nowej karze Przyjrzeć, po rąbku siódmego koliska Szedłem, gdzie owi siedzieli nędzarze. 46 Męczarnia łzami spod powiek im tryska. Spojrzę, a każdy to rękoma strząsa Żar, to się broni ogniom legowiska. 49 Podobnie latem pies gniewny się dąsa, Paszczęką kłapie albo łapą bije, Gdy go pchła lub bąk, lub też mucha kąsa. 52 Po twarzach, które deszcz płomienny myje, Wzrok toczę; wszystkie obce się wydały; Lecz wszyscy mieli ustrojone szyje 55 W jakoweś mieszki czy też futerały, Kreślone w barwy i tarcze herbowe, W które się duchy pilnie wpatrywały. 58 Jednego widzę znamię lazurowe W żółtej woreczka tarczy malowane, Mające niby lwią postać i głowę. 61 Znów potoczywszy okiem w krąg, przystanę Na mieszku znacznym krwawymi kolory: W herbie gęś bielą prześcigła śmietanę. 64 A wtem duch, co miał błękitnej maciory Znamię kreślone na woreczku białym, Rzekł do mnie: „Po coś wszedł do strasznej nory? 67 Idź stąd, a skoro żywym wrócisz ciałem, Wiedz: dla sąsiada mego, Witaliana, Tu z lewej strony miejsce zachowałem. 70 Padewczyk jestem sam, lecz mi przydana Ta czerń florencka; głuchnę od jej krzyku; »Czekamy — wrzeszczą — na wielkiego pana, 73 Który trzy dzióby ma w herbowym szyku...«" Skrzywił się, język wyciągnął plugawie, Podobien nozdrza liżącemu byku. 76 Ja zaś zalękły, że nad nimi bawię Dłużej, niż Mistrza mego brzmiała rada, Wracam, a biedne duchy tam zostawię. 79 Wróciwszy, spojrzę, a Wódz już zasiada Na karku zwierza potwornej urody; „Mężnym i silnym teraz być wypada — 82 Rzekł — takie tutaj w głąb prowadzą schody; Usiądź na przedzie, ja na środku krzyża, By ci smok żądłem nie wyrządził szkody". 85 Jak ten, którego paroksyzm się zbliża I już mu w febrze paznokcie zsiniały, Drży na myśl samą chłodu, tak się zniża 88 Moja odwaga; wtem się zbiorę cały, Wstydem skrzepiony z jego napomnienia, Jako z łaskawej mowy rab nieśmiały. 91 Siadłem ma karku strasznego stworzenia; Chcę wołać Pana mego, niech mię broni!... Głos w gardle utkwił i nie wydał brzmienia. 94 Lecz on, co z gorszej ratował mię toni, Prośby nie czekał; zaledwo się wspiąłem, Sam mię przygarnie i jeszcze osłoni. 97 Potem zawoła: „Gerion, ruszaj dołem! Czujnie, nowemu ciężarowi gwoli Spuszczaj się z wolna i szerokim kołem". 100 Jak łódź, gdy z brzegu wyrwać się mozoli, Potwór się cofnął wstecz i odbił o wał; Aż kiedy poczuł się całkiem na woli, 103 Tam, gdzie wprzód była pierś, ogon kierował I niby węgorz, kręcąc w obie strony, Łapami pod się powietrze zajmował. 106 Nie był Faeton bardziej przerażony W momencie, kiedy z rąk wypuszczał wodze, Od czego nieba strop jest przepalony, 109 Ni Ikar, kiedy w słonecznej pożodze Uczuł od ramion zlatujące skrzydła I krzyk rodzica: „Na złej jesteś drodze!", 112 Niż ja w przestworzu niesion od straszydła, Widząc, że wkoło mnie jeno powietrze, A przed oczyma poczwara obrzydła. 115 Bujanie smoka było coraz letsze; Krążył i spadał, lecz jam nie czuł spadu, Jeno na licach po bijącym wietrze. 118 W głębi, na prawo, tętent wodospadu File:Inferno Canto 17 verse 117.jpg Słyszę, który się w ciemne rzuca kraje, Więc głowę na dół chylę z szyi gadu. 121 W pędzie okropnym strachu mi przydaje, Że widzę ognie, słyszę jęków tony; Za czym lękliwiej kurczę się i czaję. 124 Teraz dostrzegłem, że byłem niesiony Okólnym lotem, albowiem dokoła Jawią się kaźnie i z tej, i z tej strony. 127 Do zmęczonego podobien sokoła, Co nie czekając ptaka ni przynęty Zlata, aż łowiec: „Już to wracasz?" — woła, 130 Tak jak wprzód bujał, nad obłoki wspięty, Teraz zemdlony z daleka usiada Od sokolnika, gniewny i nadęty, 133 Nagle nas Gerion u stóp skały składa, U strzaskanego granitów kościelca, I, zdjąwszy brzemię, do góry przepada, 136 Jak wypuszczona strzała z łuku strzelca.
is dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg== of
is dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA== of
Alternative Linked Data Views: ODE     Raw Data in: CXML | CSV | RDF ( N-Triples N3/Turtle JSON XML ) | OData ( Atom JSON ) | Microdata ( JSON HTML) | JSON-LD    About   
This material is Open Knowledge   W3C Semantic Web Technology [RDF Data] Valid XHTML + RDFa
OpenLink Virtuoso version 07.20.3217, on Linux (x86_64-pc-linux-gnu), Standard Edition
Data on this page belongs to its respective rights holders.
Virtuoso Faceted Browser Copyright © 2009-2012 OpenLink Software