rdfs:comment
| - Wy, czy mnie wspominacie! ja, ilekroć marzę O mych przyjaciół śmierciach, wygnaniach, więzieniach, I o was myślę: wasze cudzoziemskie twarze Mają obywatelstwa prawo w mych marzeniach. Gdzież wy teraz? Szlachetna szyja Rylejewa, Którąm jak bratnią ściskał carskimi wyroki Wisi do hańbiącego przywiązana drzewa; Klątwa ludom, co swoje mordują proroki. Ta ręka, którą do mnie Bestużew wyciągnął, Wieszcz i żołnierz, ta ręka od pióra i broni Oderwana, i car ją do taczki zaprzągnął; Dziś w minach ryje, skuta obok polskiej dłoni. Koniec
|
abstract
| - Wy, czy mnie wspominacie! ja, ilekroć marzę O mych przyjaciół śmierciach, wygnaniach, więzieniach, I o was myślę: wasze cudzoziemskie twarze Mają obywatelstwa prawo w mych marzeniach. Gdzież wy teraz? Szlachetna szyja Rylejewa, Którąm jak bratnią ściskał carskimi wyroki Wisi do hańbiącego przywiązana drzewa; Klątwa ludom, co swoje mordują proroki. Ta ręka, którą do mnie Bestużew wyciągnął, Wieszcz i żołnierz, ta ręka od pióra i broni Oderwana, i car ją do taczki zaprzągnął; Dziś w minach ryje, skuta obok polskiej dłoni. Innych może dotknęła sroższa niebios kara; Może kto z was urzędem, orderem zhańbiony, Duszę wolną na wieki przedał w łaskę cara I dziś na progach jego wybija pokłony. Może płatnym językiem tryumf jego sławi I cieszy się ze swoich przyjaciół męczeństwa, Może w ojczyźnie mojej moją krwią się krwawi I przed carem, jak z zasług, chlubi się z przeklęstwa. Jeśli do was, z daleka, od wolnych narodów, Aż na północ zalecą te pieśni żałosne I odezwą się z góry nad krainą lodów, Niech wam zwiastują wolność, jak żurawie wiosnę. Poznacie mię po głosie; pókim był w okuciach, Pełzając milczkiem jak wąż, łudziłem despotę, Lecz wam odkryłem tajnie zamknięte w uczuciach I dla was miałem zawsze gołębia prostotę. Teraz na świat wylewam ten kielich trucizny, Żrąca jest i paląca mojej gorycz mowy, Gorycz wyssana ze krwi i z łez mej ojczyzny, Niech zrze i pali, nie was, lecz wasze okowy. Kto z was podniesie skargę, dla mnie jego skarga Będzie jak psa szczekanie, który tak się wdroży Do cierpliwie i długo noszonej obroży, Że w końcu gotów kąsać rękę, co ją targa. Koniec
|