About: dbkwik:resource/k5YMXd5d6GRtRzZfI9PEqQ==   Sponge Permalink

An Entity of Type : owl:Thing, within Data Space : 134.155.108.49:8890 associated with source dataset(s)

AttributesValues
rdfs:label
  • Straszny wynalazca/10
rdfs:comment
  • Kapitan Spade i inżynier Serkö mieszkają oddzielnie w bliskości pałacyku d’Artigas’a. Pałacyku?… Dlaczegoż nie możnaby go tak nazwać, skoro urządzony jest dość stylowo. Sprawne ręce wykuły go w skale, tworząc ozdobną fasadę. Szerokie podwoje prowadzą do wnętrza. Światło przedostaje się przez kilka okien, umieszczonych w skale wapiennej i składających się z różnokolorowych szkieł. Wnętrze składa się z kilku pokoi, sali jadalnej i salonu, oświetlonych witrażem; wszystko jest tak urządzone, aby powietrze miało wszędzie łatwy dostęp. Meble są różnorodnego pochodzenia o kształtach fantastycznych, firm francuskich, angielskich lub amerykańskich. Widocznie właścicielowi chodzi o różnorodność stylów. Pomieszczenie zaś dla służby i kuchnia znajdują się w sąsiednich komórkach poza Bee-Hive.
dcterms:subject
Tytuł
dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg==
dbkwik:resource/WglBShsp9V9mYtToH6YeZw==
  • Rozdział X
dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA==
adnotacje
  • Dawny|1922 r
dbkwik:wiersze/pro...iPageUsesTemplate
Autor
  • Juliusz Verne
abstract
  • Kapitan Spade i inżynier Serkö mieszkają oddzielnie w bliskości pałacyku d’Artigas’a. Pałacyku?… Dlaczegoż nie możnaby go tak nazwać, skoro urządzony jest dość stylowo. Sprawne ręce wykuły go w skale, tworząc ozdobną fasadę. Szerokie podwoje prowadzą do wnętrza. Światło przedostaje się przez kilka okien, umieszczonych w skale wapiennej i składających się z różnokolorowych szkieł. Wnętrze składa się z kilku pokoi, sali jadalnej i salonu, oświetlonych witrażem; wszystko jest tak urządzone, aby powietrze miało wszędzie łatwy dostęp. Meble są różnorodnego pochodzenia o kształtach fantastycznych, firm francuskich, angielskich lub amerykańskich. Widocznie właścicielowi chodzi o różnorodność stylów. Pomieszczenie zaś dla służby i kuchnia znajdują się w sąsiednich komórkach poza Bee-Hive. Po południu wyszedłem ze swojej celi z mocnem postanowieniem „uzyskania audjencji” u hrabiego d’Artigas. Wracał właśnie z wybrzeża jeziorka do ula. Ale, czy mnie nie spostrzegł, czy też chciał mnie ominąć, dość, że przyśpieszył kroku i nie mogłem go dogonić. – A jednak musi mnie przyjąć – pomyślałem. Podążam do jego mieszkania. Na progu zjawia się wysoki drab rasy malajskiej, o barwie skóry ciemnej. Głosem ostrym każe mi się oddalić. Opieram się temu żądaniu i powtarzam dobitnie dwa razy w dobrym angielskim języku: – Powiedz hrabiemu d’Artigas, że chcę się z nim widzieć w tej chwili. Odniosło to ten sam skutek, jak gdybym przemawiał do skał Back-Cup! Dziki ten człowiek widać nie rozumie po angielsku, odpowiada mi bowiem groźnym krzykiem. W pierwszej chwili mam zamiar dobijać się do drzwi i wołać, ażeby zwrócić uwagę hrabiego d’Artigas. Ale opamiętałem się, wiedząc, że, jedynym wynikiem tych usiłowań byłby gniew malajczyka o sile herkulesowej. Odkładam na później wyjaśnienie sprawy – wszak nastąpić musi. Skierowałem się na wschód wzdłuż celek, myśląc o Tomaszu Roch. Dziwi mnie, iż nie spotkałem go dotąd. Czy uległże nowemu atakowi?… Nie przypuszczam tego. Hrabia d’Artigas, według jego słów, zażądałby pomocy dozorcy Gaydona. Zaledwie uszedłem sto kroków, spotykam inżyniera Serkö. W dobrym humorze jak zwykle uśmiecha się do mnie uprzejmie, nie unikając mnie wcale. Gdyby wiedział, że jestem jego kolegą inżynierem, o ile nim jest, może traktowałby mnie inaczej… Ale nie powiem mu istotnego mego nazwiska… Inżynier Serkö zatrzymał się. Oczy mu błyszczą, na ustach igra drwiący uśmiech. Mówi mi dzieńdobry najuprzejmiejszym głosem. Odpowiadam mu grzecznie, lecz chłodno. Udaje, że tego nie widzi. File:'Facing the Flag' by Léon Benett 26.jpg – Polecam pana opiece świętego Jonatana, panie Gaydon! – mówi głosem dźwięcznym. – Nie będzie pan żałował szczęśliwej sposobności zwiedzenia jednej z najpiękniejszych pieczar… Tak, jednej z najpiękniejszych… a jednak tak mało znanej na naszym sferoidzie… To słowo, zaczerpnięte ze słownika naukowego, a wtrącone do rozmowy ze zwykłym dozorcą, zdziwiło mnie, odpowiadam jednak lakonicznie: – Nie będę żałował, o ile po zwiedzeniu tej pieczary będę mógł z niej się wydostać. – Co! chciałbyś nas opuścić, panie Gaydon… i powrócić do smutnej twej siedziby w pawilonie Healthful-House?… Nie zdążył pan jeszcze zwiedzić naszej wspaniałej posiadłości, nie zdążył pan podziwiać jej niezrównanej piękności, tego dzieła natury… – To co widziałem, wystarcza mi w zupełności, i o ile pan do mnie przemawia poważnie, odpowiem panu również poważnie, że nie pragnę widzieć więcej. – Niech pan pozwoli, panie Gaydon, zwrócić sobie uwagę, że pan nie miał czasu ocenić wszystkich korzyści, wypływających z bytności w tej grocie… życie spokojne i miłe, pozbawione wszelkich kłopotów, przyszłość zapewniona, warunki materjalne, jakich się nie spotyka nigdzie, klimat równy, burze, trapiące wybrzeża Atlantyku wykluczone, ani mrozu zimowego, ani letnich upałów!… Nawet zmiany pór roku nie dają się odczuwać w tej umiarkowanej i zdrowotnej atmosferze!… Nie potrzebujemy się tu obawiać gniewu ani Neptuna, ani Plutona… Wywoływanie tych nazw mitologicznych wydaje mi się zgoła nie na miejscu. Inżynier Serkö widocznie podkpiwa ze mnie. Czyż dozorca Gaydon mógł słyszeć o Plutonie lub Neptunie?… – Być może – odparłem – że klimat ten dogadza panu, że pan ocenia wszystkie korzyści przebywania we wnętrzu groty… O mało nie wymówiłem „Back-Cup”… Jaki los spotkałby mnie, gdyby wiedziano, że znam tę wysepkę, a zatem i jej położenie na zachód od wysp Bermudzkich… To też, zatrzymawszy się w sam czas, dokończyłem: – Ale jeżeli ten klimat mi nie odpowiada, mam prawo go zmienić, przypuszczam… – Zapewne, pan ma prawo. – I przypuszczam, że pozwoli mi pan opuścić te strony i ułatwi mi pan powrót do Ameryki… – Nie mam powodu przeciwstawić się panu, panie Gaydon – odpowiada inżynier Serkö. – Żądanie pana jest zewszechmiar słuszne. Niech pan jednak weźmie pod uwagę, że żyjemy tu w pełnej niezależności od wszelkiego obcego państwa, że nie podlegamy żadnej władzy z zewnątrz, że jesteśmy kolonistami niezależnymi od żadnego rządu starego i nowego kontynentu… Z tem liczyć się powinna każda wzniosła dusza, każde dumne serce… A przytem ileż wspomnień budzą w każdym kulturalnym umyśle te groty, jak gdyby wyżłobione ręką bogów i w których wypowiadali ongi swe wyrocznie przez usta Trofonjusza… Stanowczo inżynier Serkö ma upodobanie do mitologji! Trofonjusz po Neptunie i Plutonie! Czyżby wyobrażał sobie, że dozorca szpitalny słyszał o Trofonjuszu? Najwidoczniej kpi ze mnie i muszę użyć najwyższego wysiłku, ażeby mu nie odpowiedzieć w tym samym tonie. – Przed chwilą – rzekłem oschłym głosem – chciałem wejść do mieszkania hrabiego d’Artigas, zostało mi to wzbronione… – Przez kogo, panie Gaydon?… – Przez służącego hrabiego. – Widocznie otrzymał rozkaz niewpuszczania pana. – A jednak, czy chce, czy nie chce, hrabia d’Artigas musi mnie wysłuchać… – Zdaje mi się, że to będzie rzeczą trudną… nawet niepodobną – odpowiada z uśmiechem inżynier Serkö. – Dlaczego? – Dlatego, że tu już niema hrabiego d’Artigas. – Pan żartuje – przed chwilą go widziałem… – Widziałeś pan nie hrabiego d’Artigas, panie Gaydon… – A kogo, proszę? – Korsarza Ker Karraje. Nazwisko to wymówił inżynier Serkö głosem twardym, poczem oddalił się. Zresztą nie przyszło mi nawet do głowy zatrzymywać go. Korsarz Ker Karraje! Nazwisko to dla mnie jest objawieniem! Znam je i jakież wspomnienia budzi we mnie!… Ono samo tłumaczy mi to, co wydało mi się nie do wytłumaczenia! Ono mówi mi, w jakie ręce wpadłem! Zestawiając to o czem wiedziałem, z tem, co usłyszałem z ust inżyniera Serkö, mogę opowiedzieć o przeszłości i teraźniejszości tego korsarza, co następuje. Lat temu ośm czy dziewięć, na zachodzie oceanu Wielkiego dokonywane były zamachy korsarskie niezwykle śmiałe. W tym czasie zgraja złoczyńców najróżnorodniejszego pochodzenia, dezerterów wojsk kolonjalnych, zbiegów z więzień, marynarzy zbiegłych, grasowała pod wodzą groźnego przywódcy. Zawiązkiem tej bandy było odkrycie kopalni złota w Nowej Walji w południowej Australji. Przyciągnęły one całą rzeszę wyrzutków z Europy, i Ameryki, a między nimi kapitana Spade i inżyniera Serkö, dwu osobników wykolejonych, których wspólność poglądów i charakterów zbliżyła niebawem w sposób bardzo zażyły. Ludzie ci, wykształceni, energiczni byliby wybił się na każdem stanowisku dzięki swej inteligencji. Ale gardząc sumieniem i wszelkiemi skrupułami, postanowili wzbogacić się za wszelką cenę i w tym celu oddali się spekulacji i grze, szukając w nich tego, co mogli byli osiągnąć wytrwałą pracą. Życie ich stało się jednym szeregiem nadzwyczajnych wypadków; to wzbogacali się nagle, to wpadali w ruinę, Jak większa część tej rzeszy, która przyszła szukać szczęścia w nowoodkrytych kopalniach. W tym czasie w Nowej Walji żył człowiek niezrównanej śmiałości, jeden z tych śmiałków nie cofających się przed niczem, nawet przed zbrodnią, a których wpływ na natury złe i gwałtowne jest nieprzezwyciężony. Tym człowiekiem był Ker Karraje. Jakie było pochodzenie i narodowość tego korsarza, kim byli jego przodkowie, tego nie mogły wyśledzić nawet najściślejsze badania. Ale o ile on sam potrafił się ukryć pod niedostępną zasłoną tajemnicy, o tyle nazwisko jego stało się głośnem w całym świecie. Wymawiano je ze wstrętem i trwogą, jako przypominające osobnika legendowego, niewidzialnego i nieuchwytnego. Ja zaś mam powody przypuszczać, że pochodzi z rasy malajskiej. Mniejsza o to zresztą. Jest rzeczą pewną, że uważano go słusznie za rozbójnika groźnego, sprawcę niezliczonych napadów, dokonanych na dalekich morzach. Po kilku latach pobytu w kopalniach australijskich, gdzie zawarł znajomość z inżynierem Serkö i kapitanem Spade, Ker Karraje zawładnął okrętem w porcie Melbourne w prowincji Victoria. Dobrał sobie jako towarzyszy trzydziestu łotrów, których liczba miała być niebawem w trójnasób zwiększona. W tej części oceanu Wielkiego, gdzie korsarstwo jest łatwe, powiedzmy nawet owocne, ileż okrętów było obrabowanych, ile załóg zamordowanych, ile wysp napadniętych, a których obronić koloniści nie byli zdolni! Jakkolwiek okręt Ker Karraja, pod dowództwem kapitana Spade, był kilkakrotnie zauważony, nie zdołano go pochwycić. Zdawało się, że posiadał jakąś szczególną władzę znikania wśród labiryntu archipelagów, znając wszystkie ich przesmyki i ostoje. Przeto trwoga panowała w tych okolicach. Anglicy, Francuzi, Niemcy, Rosjanie, Amerykanie napróżno słali swe okręty w pogoń za tym okrętem-widmem, znikającym nagle, niewiadomo gdzie, po dokonanych bezkarnie rabunkach i mordach. Pewnego dnia wszystko ustało. Przestano mówić o Ker Karraju. Czyżby opuścił ocean Spokojny dla innych mórz?… Korsarstwo miałoż zakwitnąć gdzie indziej? Wszelako nie było o niem słychać, więc zaczęto przypuszczać, że Ker Karraje i jego towarzysze, zgromadziwszy ze swych rabunków skarb ogromnej wartości, złożyli go w miejscu bezpiecznem i używali go w spokoju. Gdzie mogła się ukrywać ta banda?… Wszelkie poszukiwania nie odniosły skutku. Ponieważ jednak niebezpieczeństwo minęło zaczęto puszczać w niepamięć, straszne zdarzenia na oceanie Spokojnym. Takie byty dzieje tego korsarza – o dalszym ich ciągu nie dowie się nikt, o ile nie będę mógł wydostać się z Back-Cup. Tymczasem faktem jest, że ci złoczyńcy, opuszczając zachodnie morza oceanu Wielkiego, posiadali nieprzebrane bogactwa. Zniszczywszy okręt, rozproszyli się w różne strony z zamiarem spotkania na lądzie amerykańskim. Po pewnym czasie inżynier Serkö, biegły mechanik, zapoznawszy się ze strukturą łodzi podwodnych, zaproponował Ker Karrajowi zbudowanie tego rodzaju statku, ażeby rozpocząć na nowo życie zbrodnicze w warunkach bardziej tajemniczych i groźnych. Ker Karraje zgodził się chętnie na uczynioną mu propozycję, a ponieważ pieniędzy nie brakło, przeto wzięto się natychmiast do dzieła. Podczas gdy rzekomy hrabia d’Artigas zamówił budowę jachtu Ebbaw stoczniach Gotteburgu w Szwecji, budowano dla niego łódź podwodną według podanego. przez niego planu w Cramps w Filadelfji, w Ameryce, co nie wzbudziło żadnych podejrzeń. Zresztą, jak to niebawem zobaczymy, łódź ta przepadła wkrótce. bez wieści. Była ona zbudowana pod wyłącznym kierunkiem inżyniera Serkö i według podanego przez niego wzoru, który opierał się na wynikach udoskonalonej wiedzy żeglarskiej owego czasu. Prąd, wytworzony przez ogniska nowowynalezione, wprawiał w ruch potężne motory, obracające śruby i zapewniające jej nadzwyczajną szybkość. Dodawać nie potrzebuję, iż nikt domyślić się nie mógł prawdziwej osobistości hrabiego d’Artigas, jak również jego najbliższego wspólnika, inżyniera Serkö. Brano go za cudzoziemca, wysokiego pochodzenia, niezmiernie bogatego, który od roku zwiedzał wszystkie porty Stanów Zjednoczonych na jachcie Ebba, statek ten bowiem żeglował po morzach na rok przed wykończeniem łodzi podwodnej. Budowa tej łodzi zajęła ośmnaście miesięcy. Wzbudziła ona zachwyt znawców. Przewyższała w znacznym stopniu łodzie Goubet’a, Gymnot’a, Zédé i inne tego rodzaju statki swą formą, wnętrzem, wentylacją, pojemnością, trwałością, szybkością zanurzania, ruchliwością, zręcznością steru, nadzwyczajną szybkością, wydajnością swych ogniw, które wprawiały ją w ruch. Mogli podziwiać ją wszyscy, gdyż po wielu próbach, bardzo udanych, została wprowadzona na pełne morze dla ostatecznej publicznej próby, o cztery mile od Charlestonu, w obecności licznych okrętów wojennych, handlowych, spacerowych, amerykańskich i obcych, zaproszonych w tym celu. Między niemi znajdował się statek Ebba wraz ze swym właścicielem hrabią d’Artigas, inżynierem Serkö, kapitanem Spade i załogą, zmniejszoną o sześciu marynarzy, posłanych do kierowania łodzią podwodną pod dowództwem mechanika Gibson, śmiałego i zręcznego Anglika. Stosownie do programu tej ostatecznej próby, łódź miała wykonać najpierw kilka obrotów na powierzchni oceanu, następnie zanurzyć się na kilka godzin pod wodę, dążąc do boi, położonej o kilka mil od statku, ażeby ukazał się na nowo na powierzchni. W danej chwili wejście, prowadzące do wnętrza, zostało zamknięte i łódź rozpoczęła swe obroty z taką sprawnością i nadzwyczajną szybkością, że wzbudziła powszechny podziw, zresztą całkiem usprawiedliwiony. Wreszcie na sygnał, dany przez jacht Ebba, łódź zanurzyła się wolno i znikła z powierzchni. Kilka okrętów popłynęło w stronę, gdzie miała wypłynąć. Trzy godziny minęły… a statku nie było widać. Nie wiedziano, że stosownie do umowy z hrabią d’Artigas i inżynierem Serkö łódź ta, przeznaczona do kierowania jachtem, wypłynąć miała o kilka mil dalej. Ale ponieważ nikt nie domyślał się istotnej przyczyny tego zniknięcia, przeto wszyscy byli przekonani, iż zginęła wskutek uszkodzenia kadłubu lub maszyny. Na Ebbieodegrano po mistrzowsku scenę przerażenia, okręty zaś, istotnie zatrwożone, posłały nurków dla odszukania rozbitków. Poszukiwania jednak okazały się bezowocne. Po dwu dniach postoju hrabia d’Artigas wyruszył na pełne morze, a po dwu dobach spotkał się na umówionem miejscu z łodzią podwodną. W ten sposób Ker Karraje stał się właścicielem tej nadzwyczajnej maszyny o podwójnym użytku: holowania statku i napadania na okręty. Z tem strasznem narzędziem hrabia d’Artigas rozpocząć miał na nowo swe wyprawy korsarskie bezpiecznie i bezkarnie. O tem wszystkiem dowiedziałem się od inżyniera Serkö, dumnego ze swego dzieła i przeświadczonego o milczeniu więźnia z Back-Cup. Można sobie wyobrazić jaką potężną bronią władał Ker Karraje, ażeby napadać na upatrzone okręty, które domyślić się nawet nie mogły groźnego nieprzyjaciela w niewinnym spacerowym statku. Dokonywał on tego dzieła zniszczenia zwykle w nocy. Zgruchotawszy ostrogą dno okrętu, jacht rzucał się na załogę, mordował ją i zabierał ładunek. W ten sposób zginęła pokaźna liczba okrętów, zapisanych w rubryce nieszczęśliwych wypadków, jako przepadłe bez wieści. Po odegraniu tej wstrętnej komedji w zatoce Charleston Ker Karraje grasował przez rok cały na Atlantyku w pobliżu Stanów Zjednoczonych. Wzbogacił się niezmiernie. Niepotrzebne towary sprzedawał na dalekich rynkach, zamieniając je na srebro i złoto. Brakowało mu tylko bezpiecznego schronienia, gdzie mógłby złożyć skarby, zanim się podzieli niemi z towarzyszami. Przypadek przyszedł mu z pomocą. Podczas podwodnych wycieczek w pobliżu wysp Bermudzkich inżynier Serkö i mechanik Gibson natrafili na tunel u podłoża wysepki, którym dostali się do wnętrza Back-Cup. Czy Ker Karraje mógł nawet marzyć o bezpieczniejszem schronieniu?… W ten sposób Back-Cup, będąca dotąd schronieniem dla zwykłych rozbójników, stała się siedzibą bandy nierównie groźniejszej. Zawładnąwszy wysepką, hrabia d’Artigas i jego towarzysze urządzili sobie życie, którego obecnie byłem świadkiem. Inżynier Serkö urządził elektrownię bez pomocy maszyn, których zakup mógłby był zwrócić uwagę; posługiwał się jedynie ogniwami, składającemi się z blach metalowych i substancyj chemicznych, w które zaopatrywała się Ebbapodczas postojów w Stanach Zjednoczonych. Dowiedziawszy się o tem wszystkiem, zrozumiałem, jaki los spotkał trzymasztowy żaglowiec, w nocy z 19 na 20 bieżącego miesiąca. Okręt, unieruchomiony ciszą morską, znikł wraz z nastaniem dnia, ponieważ napadnięty przez łódź podwodną, zrabowany i zniszczony doszczętnie, poszedł na dno, podczas gdy część jego ładunku powiększyła dobytek jachtu. W jakież ręce dostałem się i jak skończy się cała ta przygoda?… Będęż mógł kiedy wydostać się z Back-Cup, oznajmić światu, kim właściwie jest ten hrabia d’Artigas i tem samem oswobodzić okolice morskie od korsarzy Ker Karraja? Jeżeli Ker Karraje zdoła pozyskać tajemnicę Tomasza Roch, o ileż groźniejszym stanie się ten niecny człowiek! Przy pomocy nowego narzędzia zniszczenia będzie on panem wszystkich okrętów handlowych, nawet żaden statek wojenny nie będzie mógł stawić mu oporu. Nie jestem w stanie otrząsnąć się z myśli, które mi nasuwa nazwisko Ker Karraja. Wszystko, w tylko wiedziałem o tym sławnym korsarzu, stoi mi żywo w pamięci, jego działalność na oceanie Wielkim, bezowocne poszukiwania jego statku przez państwo nadmorskie, niewytłumaczone znikanie okrętów na okolicznych morzach wybrzeża amerykańskiego. Podczas gdy sądzono, iż znikł z widowni, on tylko zmienił pole działania, przeniósłszy się na bardziej uczęszczane morza oceanu Atlantyckiego, dzięki swej łodzi podwodnej, którą uważano za pogrzebaną na dnie zatoki Charleston. Obecnie wiem, że mam do czynienia z Ker Karrajem i że znajduje się na Back-Cup. Ale, jeżeli inżynier Serkö wymówił przede mną to nazwisko, niezawodnie był do tego upoważniony… prawdopodobnie, ażebym się pożegnał z myślą o wolności… Inżynier Serkö widział dobrze wrażenie, jakie na mnie uczyniło jego wyznanie. Po rozmowie. ze mną udał się wprost do mieszkania Ker Karraja; przypuszczam, że chciał go powiadomić o tem, co zaszło. Wracając ze swojej długiej przechadzki po wybrzeżu jeziorka, usłyszałem kroki tuż za mną. Obejrzałem się. File:'Facing the Flag' by Léon Benett 27.jpg Za mną stał hrabia d’Artigas i kapitan Spade. Hrabia spojrzał na mnie wzrokiem badawczym. Nie mogąc zapanować nad swem rozdrażnieniem, zwróciłem się do niego z temi słowy. – Panie, więzisz mnie na tej wysepce bezprawnie!… Jeżeli uprowadziłeś mnie z Healthful-House dla pielęgnowania Tomasza Roch, to oświadczam, że odmawiam udzielania mu wszelkiej pomocy i proszę, ażebyś mnie odesłał… Przywódca korsarzy nie odezwał się ani słowem, ani ruchem. Gniew wezbrał we mnie ponad miarę. – Odpowiedz pan, hrabio d’Artigas albo raczej – gdyż wiem, kim jesteś… odpowiedz… Ker Karraju… On zaś na to: – Hrabia d’Artigas jest Ker Karrajem tak samo, jak dozorca Gaydon jest inżynierem Simonem Hart, i Ker Karraje nie wróci nigdy wolności inżynierowi Simonowi Hart, który zna jego tajemnice!…
is dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg== of
is dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA== of
Alternative Linked Data Views: ODE     Raw Data in: CXML | CSV | RDF ( N-Triples N3/Turtle JSON XML ) | OData ( Atom JSON ) | Microdata ( JSON HTML) | JSON-LD    About   
This material is Open Knowledge   W3C Semantic Web Technology [RDF Data] Valid XHTML + RDFa
OpenLink Virtuoso version 07.20.3217, on Linux (x86_64-pc-linux-gnu), Standard Edition
Data on this page belongs to its respective rights holders.
Virtuoso Faceted Browser Copyright © 2009-2012 OpenLink Software