rdfs:comment
| - Lecz, kiedy zmierzch rozszerza zgasłe horyzonty, Widzę, jak się powoli podnosisz z posłania, I jak z palcem na ustach, co mówić zabrania, Prześlizgasz się przez mroczne twej groty zakąty. I na omszałym progu w tej bladej godzinie Łowisz ostatnie życia odruchy i głosy. Lecz wszystko śpi na ziemi i widzisz jedynie, Jak zadumany księżyc błąka się przez rosy. Ja także czuwam, ale ukryłem się w cieniu Płaczącej, cichej wierzby i w trawie głębokiej, I nie wiesz, że cię bada me baczne spojrzenie I że idzie za twymi tajemnymi kroki. Image:PD-icon.svg Public domain
|
abstract
| - Lecz, kiedy zmierzch rozszerza zgasłe horyzonty, Widzę, jak się powoli podnosisz z posłania, I jak z palcem na ustach, co mówić zabrania, Prześlizgasz się przez mroczne twej groty zakąty. I na omszałym progu w tej bladej godzinie Łowisz ostatnie życia odruchy i głosy. Lecz wszystko śpi na ziemi i widzisz jedynie, Jak zadumany księżyc błąka się przez rosy. Ja także czuwam, ale ukryłem się w cieniu Płaczącej, cichej wierzby i w trawie głębokiej, I nie wiesz, że cię bada me baczne spojrzenie I że idzie za twymi tajemnymi kroki. Opuszczasz twe schronienie. Mimo żem jest senny, Pójdę dzisiaj twą drogą po wilgotnym żlebie: W głęboki bór, nad źródła o twarzy promiennej I między groby, — bowiem, ciszo, kocham ciebie. Znam wprawdzie domy ludzkie pełne słodkich głosów, Lecz dzisiaj ton najczulszy byłby mi natrętny: Ku starych borów głębi kojącej i smętnej Wiedzie mię sen księżyca śród mglistych niebiosów. Nie nienawidzą przeto biednych głosów ludzi: Rozdzierająca skarga miłości, czy lęków W nocy mojego serca senne echo budzi I poi mię harmonją swych dalekich jęków. Nie, słodka ciszo! Nie mam żadnej nienawiści Do głosów, co samotni mej gorzkiej nie ranią; To, co doczesnem we mnie fest i tu się iści Tęskni czasem za ludźmi, jak łatwą przystanią. Znałem wielkich i znałem mądrych. I tych znałem, Co mię czci nauczyli dla Miłości boskiej, — Lecz boję się wyrazu tej uległej troski, Co wszystkie lica kala swem tchnieniem zuchwałem. Po cóż ta troska, duszo, i to upodlenie ! Człowiek pokornej ziemi jest dan za mocarza, Jest wolny i sam siebie bezustannie stwarza! Niech strząśnie jarzmo męki, co go w niemoc żenię. A ty, ciszo przyjazna, co w całej naturze: Rozlewasz dzisiaj złoty balsam ukojenia, Zaśnij w sercu, zmęczonem wiekami cierpienia, Jako młody królewicz w głębokiej purpurze. Połóż chłodną dłoń twoją na rozdartem łonie, Krwawiącem od pocisków litości zwodniczej... Zadumane twe światło niech skroń mi owionie: Księżyca blask miłosny, słodki, tajemniczy. Łagodnie go ukołysz do snu. Zasię potem Wróć tutaj, na wierzchoły gór, dymiących w niebie: Tu spięciem dłonie nasze radosnym splotem I z melancholja wzajem zapatrzym się w siebie. — Image:PD-icon.svg Public domain
|