abstract
| - 4 Uśmiechem mi się wszechświata wydało To, com oglądał; słodkie upojenie Przez wzrok i przez słuch we mnie wstępowało. 7 O radość, szczęście, o niewysłowienie Piękny kochania i miru żywocie! O wolne żądzy i bezpieczne mienie! 10 Stały przede mną, zatlone w ochocie, Cztery pochodnie. I jęła ta, która Pierwsza przybyła, rzucać iskier krocie. 13 Przeobraziła się wtem jej natura: Jakby z Jowiszem Mars, postać lataczy Przybrawszy, wzajem zamienili pióra. 16 Opatrzność, z której każdemu się znaczy Kolej i służba, nakazała ciszę Wszystkiej naokół gromadzie śpiewaczej. 19 „Żem pąsem spłonął — takie słowa słyszę — Nie dziw się, bo gniew, co we mnie dygoce, Barwę sromoty na każdym wypisze. 22 Ten, co przywłaszczył sobie na Opoce To moje miejsce, moje miejsce, moje Miejsce — w obliczu Chrystusa sieroce, 25 Zmienił mych kości cmentarne pokoje W krwi i plugactwa cuchnącą kałużę, Ucieszne ducha upadłego zdroje". 28 Jakie w wiszącej przeciw słońcu chmurze Rankiem lub zmierzchem barwy widzieć można, Takie na niebie w krąg wykwitły róże. 31 A jak niewiasta o siebie nietrwożna Zlęknie się przecie i wstydem zapała, Gdy ją doleci czyjaś wina zdrożna, 34 Tak Beatrycze wszystka pokraśniała: Podobna była ciemność firmamentu, Gdy Moc najwyższa na krzyżu konała. 37 Duch mówił tonem żałoby i wstrętu; Jak mu się przedtem zasępiły lica, Teraz dźwięk głosu zmienił się do szczętu: 40 „Po toż karmiła się Oblubienica Pańska krwią moją, i Lina, i Kleta, Że swe łakomstwo dziś złotem nasyca? 43 By dojść tu, gdzie jest życia szczęsna meta, Syksta, Pijusa, Kaliksta, Urbana Krew się polała w męce. Nasza nie ta 46 Intencja była, aby armia Pana Przez naśledników na dwojaką stronę: Prawą i lewą, była roztargana. 49 By klucze straży mojej powierzone Miast godeł świętych na sztandarach szyto, Które się wodzi na ludy ochrzczone. 52 By wizerunek mój w pieczęciach ryto Na fałszowane, kupne przywileje — Dlatego na mnie wstydu barwy kwitą. 55 W skórach pasterzy wilki wyszły z knieje; Kolejno wszystkie zwiedzają owczarnie... O zemsta boża, czemu nie pośpieje! 58 Już z Kaorzanem Gaskończyk się garnie Spijać krew naszą: o początku prawy, Jak się tu musisz dokonywać marnie! 61 Jednak Opatrzność, która rzymskiej sławy Obrońcę światu dała w Scypijonie, Jak tuszę, prędkiej dokona naprawy. 64 Ty, synu, gdy cię ku padolnej stronie Ciało znów ściągnie, nie chowaj języka I nie osłaniaj, czego ja nie słonię". 67 Jako się na dół od nieba pomyka Zamrożonego powietrza płat biały W porze, gdy słońce Koziorożca tyka, 70 Taki się czynił eter pełny chwały, Gdy górą płatki tryumfalne ronił, Które tam z nami przez chwilę gadały. 73 Wzrok mój światełka znikające gonił, Aż wreszcie przestwór porwał je za progi Mego widzenia i pościgu wzbronił. 76 Pani ma, widząc, żem od skier pożogi Oderwał oczy, rzekła: „Pochyl głowę I obacz, ile już ubiegłeś drogi". 79 Ziemia, odkąd ją oglądałem, nowe Jawiła lice; snadź hakiem zwrotnika Już pierwszej sfery ubiegłem połowę. 82 Stąd me spojrzenie za Gadem spotyka Szlak Ulissesa szaleństw; stąd znów morze, Gdzie słodki ciężar siadł na karku Byka. 85 Więcej bym odkrył miejsc na ziemskiej korze, Lecz pod mą stopą okrężnymi loty Słońce o jeden znak zbiegło w tej porze. 88 Myśl do mej pani lecąca w zaloty Kieruje mymi oczyma, że muszą Ciągle pożądać jej spojrzeń pieszczoty. 91 Kunszt i natura, co się o to kuszą Czy w kształcie żywym, czy w kreślonym dziele, Aby przez zmysły zawładnąć nad duszą — 94 Razem zebrane nie miały tak wiele Władzy, jak cud ten, którym mię olśniła, Kiedy zajrzałem w jej oczu wesele. 97 A jej spojrzenia potajemna siła, Z gniazda mię Ledy wyrwawszy, w regiony Najrozpędliwszej sfery wprowadziła. 100 Jej najgórniejsze czy najniższe strony Tak jednolite są, że nie obliczę, Gdziem był od pani mojej postawiony. 103 Lecz ona, widząc, czego w sercu życzę, Rzekła — a taka biła z niej poświata, Jakby Bóg szczęsny wstąpił w jej oblicze: 106 „Natura ruchu, który środek świata Trzyma w bezwładzie, a resztę w pęd rączy Wprawia, stąd, jako z swych krańców, wylata. 109 Z niczym to niebo swych wirów nie łączy Prócz z Myślą Bożą; z niej miłość wynika, Co pędzi światy, moc, co się w nie sączy. 112 Miłość i blask je swym kręgiem zamyka, Jak ono mniejsze kręgi; po swej chęci Wszystkie dłoń wodzi światów Kierownika. 115 Samo się ruchem niewymiernym kręci; W nim inne ruchy mieszczą się wymiernie, Tak jako piątka i dwójka w dziesięci. 118 Oto jak czasu krzew rośnie misternie: Korzeń zapuszcza w tym szczytnym wazonie, W niższych rozwija kwiat, liście i ciernie. 121 Chciwości, wir twój śmiertelników chłonie: Kto weń popadnie, pewny jest zatraty, Niezdolen głowy już dobyć nad tonie. 124 Pięknymi kwitnie wola ludzka kwiaty, Lecz ustawiczny deszcz zawiązki psowa, Śliwę zamienia w owoc guzowaty. 127 Wiara, niewinność dziś chyba się chowa Śród dzieci: zanim broda stanie w krasie, Już się poplami ta szata godowa. 130 Ów, który dzieckiem pościł, w prędkim czasie, Gdy przyjdzie piątek, głodem się nie morzy: Tłustą potrawą chciwe gardło pasie. 133 Ów, który dzieckiem przed matką się korzy, Ledwo językiem władać się nauczy, Patrzy, rychło ją do trumny ułoży. 136 Tak się to z białych szat w czarne obłóczy Córa płanety, co przed sobą pędzi Poranek, a zmierzch za sobą zawłóczy. 139 Mowa ci moja pytania oszczędzi: Oto ród ludzki wnet prawdy odwyknie, Bo brakło wodza śród ziemskich krawędzi. 142 Za to nim styczeń w szczęt z zimy wyniknie, Dzięki tej drobnej cząstce poniechanej, Świat naszych kręgów górnych tak zaryknie, 145 Iż los od wszystkich nas oczekiwany W kierunku rufy dziób obróci statku I nawa pomknie prosto przez bałwany, 148 A kwiecie owoc prawy da w ostatku".
|