rdfs:comment
| - Słońce wstaje! złote strzały Biją w mgliste chmurki białe, Co się krwawią jak zranione I znikają w jasnym blasku. Bój zwycięstwem się zakończył, A dzień, jasny tryumfator, W swej promiennej chwale wstąpił Na kark szczytów ujarzmionych, Zaćwierkało raźnie ptactwo Z gniazd ukrytych wśród zieleni I z ziół górskich poszły wonie Jakby żywy oddech jaru. O najpierwszym zorzy brzasku Z gór zeszliśmy na doliny, A gdy dzielny mój Laskaro Niedźwiedziego szukał tropu, Ja myślami chciałem zabić Czas; lecz przyznam, że myślenie Jakoś w końcu mnie znużyło, Zasmuciło nawet trochę.
|
abstract
| - Słońce wstaje! złote strzały Biją w mgliste chmurki białe, Co się krwawią jak zranione I znikają w jasnym blasku. Bój zwycięstwem się zakończył, A dzień, jasny tryumfator, W swej promiennej chwale wstąpił Na kark szczytów ujarzmionych, Zaćwierkało raźnie ptactwo Z gniazd ukrytych wśród zieleni I z ziół górskich poszły wonie Jakby żywy oddech jaru. O najpierwszym zorzy brzasku Z gór zeszliśmy na doliny, A gdy dzielny mój Laskaro Niedźwiedziego szukał tropu, Ja myślami chciałem zabić Czas; lecz przyznam, że myślenie Jakoś w końcu mnie znużyło, Zasmuciło nawet trochę. A więc smutny i znużony Na mchy miękkie padłem w jarze Pod tym czarnym wielkim świerkiem, U którego źródło biło. I tak mnie te szumy szklane, Te szelesty, te szeptania Rozmarzyły, że i myśli, I myślenie mnie odeszło. Nagle zdjęła mnie tęsknota Za snem, śmiercią i za szałem, I za tymi łowczyniami, Którem widział w dzikim gonie. O! wy cudne, nocne mary, Które słońca wschód rozprasza! Mówcie, gdzie znikacie, mgliste? We dnie przebywacie kędy? Pod zwaliska starych świątyń Na romańskich brzegach cichych Chroni się Dyjana biała Przed Chrystusem i przed krzyżem. Tylko o północnej dobie Śmie wychylać się z ukrycia. Wtedy cieszy się i marzy O pogańskich pięknych czasach. I Abunda, wróżka cudna, Lęka się Nazareńczyka I dzień cały spędza w państwie Niedostępnym Awalunu. Ta kraina jest ukryta Gdzieś wśród cichej mórz przestworzy, Kędy tylko romantyka Niesie baśni koń skrzydlaty, Nigdy troska nie zarzuca Tam kotwicy ni parowiec Pełny gapiów i filistrów, Z których każdy fajkę kurzy. Nigdy tam nie niosą echa Jęków, dźwięków dzwonów naszych, Owych bim-bam! bim-bam! smętnych, Których wróżki nienawidzą. Tam, w swobodzie niezmąconej I w wieczystej kwitnąc wiośnie, Mieszka pani jasnowłosa, Wróżek królowa, Abunda. Tam przechadza się z uśmiechem W cieniu wielkich słoneczników, W uprzejmości pełnym gronie, Wśród rycerskich paladynów. Ale ty, o Herodiado! Powiedz, gdzieś ty?... Ach, wiem, wiem już! Tyś umarła, a twe ciało Leży u bram Jeruzalem. Przez dzień cały śpisz snem śmierci W marmurowym sarkofagu, Północ budzi cię dopiero, Trzask batogów, hejże! hasa! Zrywasz się i na łów dziki Z Dianą pędzisz i Abundą Wśród swobodnych łowców grona, Którym krzyż i płacz obrzydły. Co za dzielne towarzystwo! O! gdybym to ja mógł nocą Wśród was z wichrem się uganiać Przy twym boku, Herodiado! Boś ty jest najmilsza dla mnie! Więcej niż boginię grecką, Niż północy piękną wróżkę Kocham cię, Judei córo! Tak! Ja kocham cię! Ja czuję To po drżeniu mojej duszy, O, bądź moją! o, pokochaj Ty mnie, piękna Herodiado! O, pokochaj i bądź moją! Rzuć tę krwawą, martwą głowę. Wytrzyj misę, ja ci na nią Dam smaczniejsze, żywe dania. Jam się rodził na rycerza, Jakiego ci właśnie trzeba. Żeś umarła i przeklęta — Co mi tam! Przesądów nie mam! Wszak o moim też zbawieniu Coś na dwoje babka wróży... A czym jeszcze żyw? to o tym I sam miewam wątpliwości. Więc chciej wziąć mnie na rycerza. Za cavaliere servante... Będę nosił szal za tobą T w czym tylko masz kochanie. Każdej nocy przy twym boku W galop puszczę się na łowy I śmiać będziem się jak dzieci Z różnych moich głupstw i szaleństw Tak ci będę skracał chwile Każdej nocy. Dzień, co płoszy Wszelką radość, dzień przesiedzę Płacząc na twym zimnym grobie. Tak. Ja we dnie siądę płacząc Na królewskich grobów progu. Na mogile ukochanej, U bram miasta Jeruzalem. A Żyd stary, co tam przejdzie, Będzie myślał, że ja płaczę Nad Syjonem tym zburzonym. Nad zburzoną Jeruzalem!
|