abstract
| - Żebym pamiętał: równy jestem łunie różowej, która przestrzeń w drzewo kolorów nagłych zmienia. Żebym rozumiał: nawet salwie, gdy przez powietrze idzie lekkie jak dzwon od chłodnych drzwi milczenia. I żebym mówił: równy jestem sam sobie leżąc w śnie jak wyspa, gdy niebo białe jest jak papier, a ziemia wciąż nierzeczywista i zarys kwiatów dnem przechodząc tężeje w kamień, w kość woskową; a ja w daremnym przypomnieniu dzieciństwa kształt przybliżam jasny; obłoków góra, nad nią księżyc i wiatr gołębi ponad lasem, woda wesoła, szelest ryby wśród lilii wodnych. Przecież wiem: daremny serca strumień jest, przebytym snom nie będę równy. Lecz noc mnie czeka wciąż podobna do tamtych nocy, kiedy koral światłą się zniżał. Cień w obłokach jest cieniem moim jak olbrzyma, a przecież ręka jest pokorna i ciało kruche leży płasko. Żebym pamiętał: jest ojczyzna w gałązce dymu, w ognia blasku, a ja nakryty śniegiem chmury ziemi tej skąpej jestem równy. Image:PD-icon.svg Public domain
|