abstract
| - Jak owa noc bezdenna, schodząca na ziemię, Czuwa znużenie moje i próżno lot zrywa. Czuwa znużenie moje i świata wszechbrzemię Na jego piersi spoczywa. Słyszę krok Melancholji tajemny i chłodny: Siostry o smutnych oczach i twarzy miłosnej. Przychodzi, by oskarżyć mój żywot bezpłodny, Ze zabił dzień swojej wiosny. Pieśniarzu! gdzież pieśń twoja, poczęta przed jutrznią? Synu Smiałych! przed życiem się skryłeś w mogiłę? Coś uczynił z twych ojców odwagą buńczuczną? Górze! Cóż uczyniłem?! Męczyłem serce moje, nie spełniwszy doli, Zdrajca i kat, umieram wyzbytemi śluby. Samobójstwo to chyba, — heroizm niewoli, — Zbawiło mię od zguby. Ostry stylus spoczywa obok karabeli... Gdzie poemat, pieśniarzu, gdzie czynów twych męstwo? Gdzie cel twej duszy, którą śród świata topieli Niezmienne ściga przekleństwo. Będzie Ci kłamać znowu żądze tronu próżne, By utopić swą nudę w szumnem winie pychy, — Ta, co błogosławiłaby, jako jałmużnę, Spoczywa w trumnie lichej? Wiedziałem o jej głębiach i zejść w nie pragnąłem, Lecz wyniosłem z otchłani goryczy wspomnienie: Bo znalazłem w tem piekle, zduszone popiołem, Same umarłe płomienie. A żałoba chwil ciężkich posępnym łańcuchem Wlokła na dnie wyrzutów swych ciąg nieskończony, Jak w tułactwie wieczności pod mroku obuchem, Upiornych widm legjony. We świetliste etery, słońcami pożarne, Próżno, okrutna złudo, nawracasz me loty: To lśniące okno. Na niem me pszczoły cmentarne Strzaskały wyrój swój złoty. Rojom pragnień ja rzekę: to sidło i zdrada Nie należy dowierzać sieci słońca wiotkiej: Na ul mojego serca śnieg pada i pada, I sen nad wszystko jest słodki. Niechaj będę, jak woda, co śpi pod lodami, Bowiem z głębi mej duszy najlżejszy ruch sączy Jad nadziei, co mąci powierzchnię i plami, I ze krwią moją się łączy.... Idę w przyszłość, co groźne szykuje mi zdrady... Zaś wszelka droga rani tułacza krok chory... Przystaję i wnet słyszę, jak wyją mi w ślady Wyrzutów zajadłe sfory. A jeżeli z przepaści klęsk moich bez końca Ośmielę się na niebo wzrok podnieść w pochodzie, To, — jak ten wilk, co wyje do pełni miesiąca, Aby zapomnieć o głodzie. Miłość? O biadał Studnia melanchoji chłodna Nie ugasza pragnienia, które miłość tworzy. Poiłem się od świtu i wypiłem do dna, Nim zachód spłonił się w zorzy. Ta garść uwiędłych kwiatów, którą dłoń ma strąca We wspólny dół pamiątek, zbyt gorzko mię pali, Choć mi jest bardziej obcą niż srebro miesiąca Na cichem srebrze fali. O, stosie drzewek suchych, ogniu jednej chwili! Serce, zapomnień żądne pod lodów mogiłą! Czy to los twój? Czas mija i dzień już się chyli, — A nic się nie dopełniło. Najgłębsze miłowanie, najmędrsze zamysły, Kazały bić ci, serce, bardziej niecierpliwie, Niźli skrzydłom mew błędnych, co w locie zawisły Na wichrów przeciwnych grzywie. O, dolo ma! straszniejszej nie znałem, zaiste Krótka radość i bóle w przelotnej rozterce: Na jeden cichy uśmiech i na dwie łzy Czyste Wydałem całe me serce. A oto dziś, po tylu, tylu dniach, znów gra mi Dalekie ciche echo w tej sennej godzinie: Echo, które nie dało zatłumić się łzami, Ani zatopić we winie... Pieśń dziecinna, piastunki pieśń bez końca, Od której myśl i serce płaczą pokryjomu. Próżny dźwięk, który spokój cichego snu zmącą Gdzieś w starym i smutnym domu. Duszo ma! To pieśń czarów, co zgon tobie wróży. Szelest kroków w nadwodnych wiklinach i prątkach Ktoś, co prawić ci idzie najciszej, najdłużej, O zapomnianych pamiątkach. Co idzie ci wyrzucać smęt i oddalenie Tych, coć otwarli niegdyś biedne serca czyste..... — A oto już nad światem łkające milczenie Chyli oblicze gwiaździste. Dzień rozgonił swych skoczków snu cichą godziną, - Lecz sen jest krótki, jako myśl kochanków płocha. Grób, o, miłości moja, jest rzeczą jedyną, Którą na długo się kocha. Image:PD-icon.svg Public domain
|