– Ta tam pączuszków nie lubiam, ale kupywać mogję! – mówi klientka jednej z cukierni w centrum Warszawy. – Sam pan dobrze wie, tak wypada. Najwyżej mój psiuńcio zje za mnie – dodaje później. W całej Polsce cukiernie są oblężone przez tysiące wygłodniałych obywateli, ledwie wyrabiają się ze smażeniem lukrowanych pyszności. – Praca jak praca. Siedzę jak debilka nad tym nie wiem i smażę. Żadna filozofia – przyznaje pracownica cukierni na Warszawskim Muranowie. – Ja sama święta nie obchodzę. Jak popatrzę sobie, ile tłuszczu idzie na te świństwa, to mi się do ust włożyć odechciewa.
– Ta tam pączuszków nie lubiam, ale kupywać mogję! – mówi klientka jednej z cukierni w centrum Warszawy. – Sam pan dobrze wie, tak wypada. Najwyżej mój psiuńcio zje za mnie – dodaje później. W całej Polsce cukiernie są oblężone przez tysiące wygłodniałych obywateli, ledwie wyrabiają się ze smażeniem lukrowanych pyszności. – Praca jak praca. Siedzę jak debilka nad tym nie wiem i smażę. Żadna filozofia – przyznaje pracownica cukierni na Warszawskim Muranowie. – Ja sama święta nie obchodzę. Jak popatrzę sobie, ile tłuszczu idzie na te świństwa, to mi się do ust włożyć odechciewa.