abstract
| - Tkacz marzeń!.. kupiec miłosnych bajek... Malarz pod-nieb... Przy golibrodzie, gdzie szewc i grajek, Otwieram sklep. Śpi jeszcze miasto, więc jeszcze stoi Zamknięty kram... Lecz gdy się ludność z domów wyroi, Stanę u bram. Zacznę jak kramarz, zwabiać publikę Do sklepu wnętrz: «Patrzcie!... mam własną marzeń fabrykę» «Z nieznanych tęcz!» «Różnych odcieniów błękitnej wiary» «Pełen mój sklep...» «Jest i żałoba... na różne miary...» «Z Weltschmerzu krep...» «Oryginalne całkiem modele» «Nieziemskich lic...» «Z księżycowego świata pastele» «I raju szkic...» Tęczowe szyby z tłumem aniołów W gwiazdy i w kwiat Dadzą ci półcień gockich kościołów, Wypiększą świat!... Kunsztownie składam barwne mozajki Z kamiennych słów, W których się mieszczą cudowne bajki Arabskich snów. Mam drobiazg: perły, koral, dyamenty, Krople krwi, łez... Zastygłe w sonet na agramenty Do damskich krez. Na gobelinach w guście kobierca Szeregi scen — I cały towar ten wyrób serca Dam za pół cen! Tu gruchnie ciżba: męże, kobiety, Na ręku kosz, Szukając znanej sobie tandety Za nędzny grosz. Któraż się pozna na takiej gemmie Z jarmarcznych pań? — Zmiąwszy, zapewne cisną na ziemię Indyjską tkań. — Gruba Naiwność ręką niezgrabną, Lub łokciem Gbur Obetrą z pyłków tkankę jedwabną. Mój pastel z chmur... Wyśmieją ciemni od rodu ślepce Prostotę barw... Wrzasną kumoszki, że na ich czepce Nie ma tu szarf!... I wszystko przejdzie przez sąd i próby Pospólstwa dusz: Miłość, zachwyty, szał, wiara, śluby, Grobowy kurz!... Gdy ci zaś duszę splondruje do dna, Odejdzie lud, Rzekłszy: «dziwaczna jest i nie modna» Do innych bud. Na twej zaś duszy zostaną plamy Od rąk i ślin, I ty znów pójdziesz spraszać u bramy Takiż sam gmin!! O! tkacz marzenia, powieści kupiec Ciężki ma chleb. W serce mu wdziera się każdy głupiec, Sądzi go kiep... On towar wszystkim pokazać musi, Kto wejdzie w próg, Choć goście ciemni, bezduszni, susi, Choć to sam wróg. Lecz jeszcze ciemno... więc jeszcze stoi Zamknięty kram — Kupiec się w sobie zżyma i boi I cierpi sam. Wtem do okienka, gdzie świt już dnieje, W szybkę: puk, puk! «Kto tam? — zaparte jeszcze wierzeje» «Opatrz cię Bóg!..» Na to głos cichy, jako przygrywka Arfowych strun, Rzecze: «Ja jestem kramarz z przeciwka» — «Kto? — szewc, czy zdun? —» «Nie, jestem handlarz miłosnych bajek,» «Marzyć, mój fach...» «Maluję wzory na tle kitajek,» «Twój jestem brach!...» — «Przybiegłem do cię zrana czemprędzej,» «Bom przez twe szkło» «Ujrzał z tej samej, co moja, przędzy» «Wy tkane gzło!.» «Bo mię rozrzewnił widok tych pasów,» «Mów! — wszak to krew!...» «Bo mię królewskich tych altembasów.» «Zachwycił szew». — To mówiąc, wchodzi: twarz smutna, blada, Młody był tkacz... I na pierś jeden drugiemu pada, A obaj w płacz!... Przyniósł w węzełku kramarz młodziutki Swych robót część, I posypały się czarne smutki, A trocha szczęść. I już nie spali i już nie jedli, W śmiechu i łzach Przy swych towarach na ziemi siedli I «och!» i «ach!» Aż uradzili na aksamicie Ze sobą wraz Tkać odtąd wspólnie długi jak życie Błękitny pas. Błękitny, wązki pas ideału, Na którym szlak Wyszyją skrzącą nicią zapału Gwiazd złoty mak. Radzi ze siebie tkacze sąsiedzi, Ze wspólnych bied Śmieją się głośno i z tej gawiedzi, Co przyjdzie wnet — Ogromnie radzi, że kram otwarli, Boć bez tych bud Nieznani sobie żyliby, zmarli Wrota u wrót.... Image:PD-icon.svg Public domain
|