abstract
| - Już słyszę, nadjeżdżają anioły na koniach złotych, w ten wieczór wyślizgany od łez i deszczu usłyszę: śmierć moją najbliższą wyśpiewa dziś w nocy na sąsiednim podwórzu zabłąkany pies. Wiem przecież dzisiaj umrę. wiem przecież: stoisz przy oknie czarnym jak kir i patrzysz długo biednymi oczami w noc jak w mą trumnę. kiedy przez wiatr przewalają się sny, pocałunki i łzy. Wiem przecież: potem usłyszysz u furtki dzionek niespokojnego serca i długo będziesz patrzyć w sień otwartą kamienic, i długo będziesz słyszeć pod oknem mój krzak Nie dzieje się nic. Cicho jęczy zamurowany i z godzin dzwonki parują jak w starym zegarze, za oknem ptaki lotem przekreślają szyby, a pejzaż widomie ulatuje, gdy dzień się nie zarzekł. Słupy telegraficzne - maszty strzaskanyck okretów, coraz dalej odchodzą w głąb siebie, jak mgnienie pamiętam, kiedym był podróżnikiem po szerokim niebie. Ach, te loty, Już konie zajeżdżają przed ganek, przelatują dni szybciej przeżyte, łyskliwsze od stali. a tak przecież niedawno ze świętym Janem i z Chrystusem chodziłem puszczą apokalips. Nie mów nic: żyję jeszcze i słyszę dzwony pogrzebu. Nie mów nic: już uleciałem w taką ciszę. że nie rozumiem przedmiotów, nie słyszę słów twoich rzucanych jak pięści w niebo. Bo tu nie dolatują łzy i tylko pejzaż coraz dalej upływa, i tylko wieczór się najciszej urywa, nie dzieje się nic. Image:PD-icon.svg Public domain
|