About: dbkwik:resource/tEjKskiDe07v7C6mohhWxA==   Sponge Permalink

An Entity of Type : owl:Thing, within Data Space : 134.155.108.49:8890 associated with source dataset(s)

AttributesValues
rdfs:label
  • Rozbitki/II/10
rdfs:comment
  • Patterson, przyprowadzony na brzeg morski, głośno wyrzekał, starając się przekonać odprowadzających go, że po raz drugi nie dopuści się już podobnej zbrodni. Nie słuchano go. Wtedy zaczął wołać ten nawpół oszalały skąpiec: — Moje złoto!... gdzie moje złoto?... ja oszaleję, gdy mi nie oddacie mojego złota!... Od świtu do nocy niepospolity ten człowiek odbywał narady z inżynierami, lekarzami, budowniczymi i kupcami, którzy przybyli do Liberyi z Argentyny i Chili, postanawiając tutaj się osiedlić. Odkrycie to wywołało wielki przewrót i zamęt na wyspie. Zapanował chaos, rozległ się okrzyk:
Tytuł
  • |1
dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg==
  • [[
dbkwik:resource/WglBShsp9V9mYtToH6YeZw==
  • Rozdział
  • Część II
adnotacje
  • Dawny|latach 1909-1910
dbkwik:wiersze/pro...iPageUsesTemplate
Autor
  • Juliusz Verne
abstract
  • Patterson, przyprowadzony na brzeg morski, głośno wyrzekał, starając się przekonać odprowadzających go, że po raz drugi nie dopuści się już podobnej zbrodni. Nie słuchano go. Wtedy zaczął wołać ten nawpół oszalały skąpiec: — Moje złoto!... gdzie moje złoto?... ja oszaleję, gdy mi nie oddacie mojego złota!... — Twoje złoto — to judaszowe srebrniki — odpowiedział mu pan Rhodes. — Zaprowadziłoby cię na szubienicę... Opamiętaj się, podziękuj Bogu, że pozwala ci odpokutować za twoje ciężkie zbrodnie, za wyzysk ubogich, za zdradę swoich... Uciekaj z tych miejsc i nie wracaj tu nigdy... Pamiętaj, że odtąd masz w pracy szukać ocalenia. W przeciwnym razie czeka cię los Judasza... Patterson już nie opierał się, zaczął tylko coś bełkotać niezrozumiale, przyczem nie chciał wsiąść do oczekującej nań łodzi. Przemocą go więc do niej wsadzono i odwieziono do oczekującego w przystani parowca, który miał odpłynąć do Chili. Kapitan tego statku otrzymał polecenie, aby skazanego wysadził na ląd w jednym z portów chilijskich. ...................................... File:Verne - Les Naufragés du Jonathan, Hetzel, 1909, Ill. page 426.png Po uwolnieniu wyspy od wrogów wewnętrznych i zewnętrznych, Kaw-dier, przy pomocy pana Rhodesa i Hartlepoola, z właściwą sobie energią zabrał się do pracy nad urządzeniem kolonii w ten sposób, aby wszyscy czuli się na wyspie bezpieczni i swobodnie mogli pracować dla własnego szczęścia. Od świtu do nocy niepospolity ten człowiek odbywał narady z inżynierami, lekarzami, budowniczymi i kupcami, którzy przybyli do Liberyi z Argentyny i Chili, postanawiając tutaj się osiedlić. File:Verne - Les Naufragés du Jonathan, Hetzel, 1909, Ill. page 444.png Piękna, obszerna, równająca się Francyi wyspa, posiadająca port i miasto przedstawiała się ponętnie dla emigrantów całego świata. To też zaczęli przybywać tłumnie. Nie było miesiąca, aby okręty amerykańskie i europejskie nie wysadzały w porcie Liberyi kilkuset wychodźców. Wszystkich witano chętnie, wyznaczając im wolne obszary ziemi w głębi wyspy. Upłynęło lat kilka w pokoju i pracy, i niktby nie poznał wyspy Hoste, tak się wszystko na niej zmieniło. Gdy po raz pierwszy stanęli na niej rozbitki z „Jonatana,“ była dziką i pustą, dziś wrzało na niej życie, liczne wioski i miasteczka powstały nad brzegami jej rzek, a Liberya, jako stolica, niczem się już nie różniła od miast świata cywilizowanego. Posiadała gmachy i instytucye społeczne, jak kościoły, szkoły, szpitale i t. p. Spełniło się też jedno z najgorętszych marzeń Kaw-diera — w porcie liberyjskim zajaśniało światło latarni morskiej. Była to wielce uroczysta chwila, gdy Kaw-dier, pan Hartlepool i Rhodes ujrzeli wśród nocy oświetlone najniebezpieczniejsze dla żeglugi wybrzeża skaliste, w których pobliżu niegdyś rozbił się „Jonatan.“ Teraz każdy okręt bądź wśród ciemnej nocy, bądź podczas burzy, będzie miał przed sobą zbawcze światło olbrzymiej latarni morskiej w porcie Liberyi. Tutaj się skieruje, tutaj podąży, tutaj znajdzie ocalenie. Dziesiątki, setki, tysiące podróżnych, zaskoczonych burzą, zawdzięczać będzie odtąd swe życie temu zbawczemu światłu latarni, której dotychczas brakło w tych niebezpiecznych dla żeglugi miejscach. Ale w chwili najpomyślniejszej dla nowego społeczeństwa na wyspie Hoste, gdy wszystko zapowiadało najpiękniejszy jej rozwój, gdy Kaw-dier blizki był urzeczywistnienia drugiego swego gorącego marzenia, to jest miał założyć fundamenta pod uniwersytet i politechnikę, stało się nagłe nieprzewidziane nieszczęście. Kilku wychodźców niemieckich, osiedlonych wgłębi wschodniej, górzystej części wyspy, łowiąc ryby nad brzegiem jednej z licznych rzeczek, które tu płynęły, znalazło piasek złoty. Odkrycie to wywołało wielki przewrót i zamęt na wyspie. Zapanował chaos, rozległ się okrzyk: — Złoto!... znaleziono złoto! I dziesiątki, setki kolonistów rzuciło się do gorączkowego poszukiwania złota. File:Verne - Les Naufragés du Jonathan, Hetzel, 1909, Ill. page 434.jpg Wkrótce brzegi rzeki złotodajnej pokryły się mrowiem ludzkiem. Piasek złoty, choć skąpo, lecz znajdowano w różnych miejscach tej części wyspy. Ci i owi z poszukiwaczy wydobywali go w początkach nawet znaczne ilości, innym szczęście wcale nie dopisywało. File:Verne - Les Naufragés du Jonathan, Hetzel, 1909, Ill. page 456.png Rozgłos jednak, że znaleziono złoto, wkrótce sprowadził na wyspę setki różnego rodzaju awanturników, myślących tylko o nagłem, a łatwem i bez pracy wzbogaceniu się. Ludzie ci, zawiedzeni w swych nadziejach, miesiące całe, grzebiąc nadaremnie w piasku rzecznym, wkrótce stali się okropną plagą wyspy. I stała się rzecz dziwna: mieszkańcom Liberyi zagroził głód. Żądza zdobycia w łatwy sposób majątku tak zaślepiła znaczną część kolonistów, że zapomnieli o uprawie roli, o hodowli zwierząt domowych, o najpilniejszych sprawach życia codziennego. — Źle się dziać znowu zaczyna — rzekł pewnego razu pan Hartlepool do Kaw-diera. — Wczoraj wśród tłumu awanturników, zebranych nad brzegiem złotodajnej rzeki, wybuchła krwawa walka. Ci, którzy nie posiadali zapasów żywności, rzucili się na tych, którzy je posiadali. Rzecz jasna, że wynikła bójka, która się zakończyła poranieniem kilkunastu ludzi. Kaw-dier z chmurą smutku na czole słuchał tego, co opowiedział pan Hartlepool. — Trzeba będzie na brzegach rzeki, gdzie znaleziono złoto, postawić straż zbrojną, albo poprostu oddział milicyi, jeśli się krwawe bójki jeszcze powtórzą. — I miejscowość, gdzie znajduje się złoty piasek, oddać na własność miasta Liberyi — dokończył pan Hartlepool. — Niechaj będzie wspólną własnością wszystkich mieszkańców wyspy Hoste. W przeciwnym razie musimy się spodziewać następstw jak najgorszych. Kaw-dier uznał słuszność słów swego przyjaciela. — Tak — potwierdził — te bandy poszukiwaczy złota, złożone z ludzi jak najgorszych, przybyłych na wyspę naszą niewiadomo skąd, nie wróżą nic dobrego... — Staną się jej plagą — dokończył pan Hartlepool. Rozeszli się, wieczorem zaś tego dnia okryły niebo krwawe łuny. To jedna z band podpaliła wioskę, leżącą w pobliżu rzeki złotodajnej. Płonące domy zrabowano, zabierając spokojnym kolonistom ich żywność i mienie. Rabusie ukryli się w górach, gdzie zaczęli się zbierać i prowadzić jakieś tajemnicze narady. Rej wśród nich wodził Beauval, który nagle opuścił swoją kryjówkę, aby teraz wśród awanturniczego otoczenia knuć wrogie zamiary przeciw Kaw-dierowi. Nie upłynęło pięciu dni, gdy nocą pod murami Liberyi zebrał się ogromny tłum ludzi, złowrogie przeciw miastu zionąc przekleństwa. W jednej chwili, z bólem w sercu, przekonał się Kaw-dier, że około tysiąca włóczęgów i awanturników z pośród poszukiwaczy złota zebrało się, zamierzając zrabować miasto, podpalić je, mieszkańców pozbawić mienia i życia. Podobni do stada wściekłych wilków, skradali się do Liberyi z oskardami, strzelbami, dynamitem i najrozmaitszą bronią w ręku. Panowie Rodhes i Hartlepool odczuli całą grozę położenia, w rozpaczy nie wiedzieli, co robić, jak piękne miasto od niechybnej ruiny ocalić. Jeden Kaw-dier nie stracił zwykłej sobie przytomności umysłu. Z pobladłą twarzą, z ogromnym smutkiem w oczach, stanął na czele oddziału milicyi, tego samego, przy którego pomocy niegdyś odparł pierwszy atak patagończyków na miasto i zakomenderował: — Baczność!.. Broń do ataku!... Kilkaset karabinów skierowało swe błyszczące lufy w stronę napastników. File:Verne - Les Naufragés du Jonathan, Hetzel, 1909, Ill. page 476.png — Pozostawiam wam do rozejścia się pięć minut czasu — dał się słyszeć donośny głos Kaw-diera. — W przeciwnym razie każę dać ognia. Tłum nie usłuchał. Przeciwnie złowrogie dały się słyszeć okrzyki, huknęły strzały, kilka kul z świstem przeleciało około głowy Kaw-diera i zabiło kilku ludzi. — Ognia! — krzyknął Kaw-dier. Wszczęła się bitwa, ale trwała krótko. Wyćwiczone szeregi milicyi, mając Kaw-diera na czele, wnet odparły tłum zbrodniczy. Była to ostatnia przysługa, jaką oddał Liberyi. Postanowił usunąć się na jedną z wysp archipelagu i prowadzić życie, jak poprzednio, przed ocaleniem rozbitków „Jonatana.“ Ciemne włosy Kaw-diera posiwiały wkrótce, gdy po ostatniej krwawej rozprawie pod murami Liberyi, zapytywał sam siebie: — Czyż nie można żyć inaczej?.. Czyż usta moje mają ciągle rozkazywać innym?.. Nie!... dość już tego!.. Marzeniem, celem mojego życia była zawsze: sprawiedliwość... Jedną tylko żywiłem w sercu nienawiść — niewolnictwa... I jedyna miłość przepełniała serce moje — miłość wolności. Te trzy ideały czynią mi życie drogiem i świętem. Pozostawiam te ideały w sercach moich najbliższych przyjaciół, sam zaś usuwam się w ustronie. File:Verne - Les Naufragés du Jonathan, Hetzel, 1909, Ill. page 488.png I odszedł — odpłynął na starej swej szalupie na jedną z wysp archipelagu. Przedtem atoli najniespodziewaniej zjawiły się w porcie Liberyi dwa wojenne statki rzeczypospolitej chilijskiej. Komendant ich oświadczył, że w imieniu swego rządu obejmuje protektorat nad wyspą Hoste i miastem Liberyą. Od kilku miesięcy już było to postanowione w kancelaryach dyplomatycznych Europy i Ameryki. Wobec tego niezależność wyspy skończyła się, od tej chwili stawała się ona częścią Chili. — Dziękuję panu w imieniu cywilizacyi i ludzkości za wszystko, coś czynił dla tego zakątka ziemi — mówił przedstawiciel rzeczypospolitej do Kaw-diera, który w milczeniu przyjął to podziękowanie. W towarzystwie wiernego Karro i Halga odpłynął na morze, zostawiając przyjaciołom swoim umiłowane przez siebie przykazanie: — Kochajcie wolność i sprawiedliwość!... Nienawidźcie niewolnictwa... Od tego czasu nikt tego szlachetnego i tajemniczego człowieka nie widział, ani nic o nim nie słyszał. File:Verne - Les Naufragés du Jonathan, Hetzel, 1909, Ill. page 506.jpg
Alternative Linked Data Views: ODE     Raw Data in: CXML | CSV | RDF ( N-Triples N3/Turtle JSON XML ) | OData ( Atom JSON ) | Microdata ( JSON HTML) | JSON-LD    About   
This material is Open Knowledge   W3C Semantic Web Technology [RDF Data] Valid XHTML + RDFa
OpenLink Virtuoso version 07.20.3217, on Linux (x86_64-pc-linux-gnu), Standard Edition
Data on this page belongs to its respective rights holders.
Virtuoso Faceted Browser Copyright © 2009-2012 OpenLink Software