About: dbkwik:resource/tNYtIwj7bilD6MAAYmHj5w==   Sponge Permalink

An Entity of Type : owl:Thing, within Data Space : 134.155.108.49:8890 associated with source dataset(s)

AttributesValues
rdfs:label
  • Zima pośród lodów/16
rdfs:comment
  • Ale największa boleść dotknęła teraz Ludwika. Jego ojciec nie dawał wcale znaków życia. Czyliż umarł, widząc syna w mocy jego wrogów?... czy skonał podczas okropnéj walki?... nikt na te pytania nie mógł dać odpowiedzi. Biédny starzec, któremu choroba tyle sprawiła cierpień — leżał martwy i o tém nikt już powątpiéwać nie mógł. Ta bolesna strata wprawiła Ludwika i Maryą w głęboką rozpacz. Płacząc gorącemi łzami i zanosząc modlitwy do nieba za spokój duszy zmarłego, uklękli oboje przy śmiertelném jego łożu. KONIEC.
dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg==
dbkwik:resource/WglBShsp9V9mYtToH6YeZw==
  • Rozdział XVI
adnotacje
  • Dawny|1880 r
dbkwik:wiersze/pro...iPageUsesTemplate
Autor
  • Juliusz Verne
abstract
  • Ale największa boleść dotknęła teraz Ludwika. Jego ojciec nie dawał wcale znaków życia. Czyliż umarł, widząc syna w mocy jego wrogów?... czy skonał podczas okropnéj walki?... nikt na te pytania nie mógł dać odpowiedzi. Biédny starzec, któremu choroba tyle sprawiła cierpień — leżał martwy i o tém nikt już powątpiéwać nie mógł. Ta bolesna strata wprawiła Ludwika i Maryą w głęboką rozpacz. Płacząc gorącemi łzami i zanosząc modlitwy do nieba za spokój duszy zmarłego, uklękli oboje przy śmiertelném jego łożu. Penellan, Misonne i Turquiette zostawili ich samych i wyszli na pokład. Tam leżały trzy trupy niedźwiedzi, z których ściągnięto futra; mięso, niejadalne, wyrzucono. Zresztą teraz, gdy liczba osady zmniejszyła się i środki żywności mogły wystarczyć dla wszystkich, tego obrzydliwego mięsiwa nikt już jeść nie potrzebował. Ciała Vaslinga, Aupica i Jocki’ego złożono w grobie, wykopanym nieopodal od okrętu, gdzie wkrótce z towarzyszami zdrady i zbrodni złączył się i Her­ming. Umarł on następnéj nocy, z przekleństwem na ustach. Trzéj marynarze naprawili podarty namiot, którego wyszarpane otwory przepuszczały śniég na pokład statku. Temperatura obecnie była nadzwyczaj nizka i trwać to miało aż do ukazania się słońca, które wciąż kryło się pod horyzontem, to jest mniéjwięcéj do połowy lutego. Jan Cornbutte miał pozostać w tych stronach... Rzucił swą ojczyznę, aby odnaléść zagi­nionego syna, i przyszedł tu poto, aby umrzéć! Wykopano mu grób na wzgórku, a marynarze postawili na nim prosty drewniany krzyż. Od téj chwili Ludwik i jego towarzysze znieść musieli wiele jeszcze niewygód i cierpień, ale cy­tryny, których baryłkę odnaleziono, powróciły osadzie zdrowie. Gervique, Gradlin i Nouquet mogli się już podnosić z łóżka, a po piętnastu dniach od chwili okropnego starcia, mogli się już przechadzać. Wkrótce téż polowanie było coraz łatwiejsze i coraz obfitsze zapewniało zdobycze. Ptactwo wodne poczęło ciągnąć wielkiemi stadami. Często zdarzało się upolować dziką kaczkę, która dawa­ła wyborne mięso. Myśliwi nie mogli tylko od­ żałować straty dwóch psów, które im zginęły w jednéj z wypraw, przedsiębranych wcelu rozpoznania okolic południowych. Miesiąc luty zwiastowały silne burze i obfitość padającego śniegu. Temperatura podniosła się do dwudziestu pięciu stopni niżéj zera, a wreszcie i słońce wyjrzało nad krańcami ziemi, zapowia­dając naszym przyjaciołom niedaleki koniec ich cierpień. W marcu spostrzeżono kilku kruków, których zjawienie się wróżyło wczesne ciepło. Ludwikowi udało się także pochwycić kilku żó­rawi, krążących około okrętu. Całe chmary dzi­kiego ptactwa przelatywały wówczas ku połu­dniowi. Ten powrót ptaków zwiastował zmniejszenie się zimna. Nie należało przecież ubezpieczać się na to, bo i doświadczenie pokazało, że przy lada zmia­nie wiatru, lub przy zmianach księżyca, zimno po­tęgowało się i marynarze musieli znowu używać wszelkich środków możliwych, aby się od zgubnych jego wpływów ochronić. Spalili oni już cały parapet okrętowy, ściany wewnętrzne kajut i część tylnego pomostu. Przyszedł jednak czas, że ta okropna zima się skończyła. Marzec przeszedł szczęśliwie; zimno dochodziło w nim tylko do sześciu stopni. Marya wówczas wzięła się gorliwie do przygotowania dla osady odzieży letniéj. Od porównania dnia z nocą słońce bezustanku świéciło, zawieszone prawie nieruchomo nad horyzontem. Rozpoczęło się osiem miesięcy ciągłego dnia. Ta ciągła jasność, w połączeniu z wzrastającém, jakkolwiek słabém jeszcze, ciepłem, oddziaływała skutecznie na topnienie lodów. Trzeba było teraz jak najśpieszniéj zepchnąć statek z lodowego pagórka. Łatwo było przewidzieć, że w czasie pękania lodów, Nieustraszony, pozostawszy w swojém lodowém łożysku, mógłby na tém niemało ucierpiéć. Przy ciągłém doprowadzaniu go do równowagi, przy usilnéj troskliwości o jego bezpieczeństwo, sam jego ciężar obniżał go wczasie topnienia coraz bardziéj, a w piérwszych dniach kwietnia statek znalazł się na poziomie właściwym. W tym téż miesiącu zaczęły padać uléwne dészcze, które, spadając kałużami na płaszczyzny lodowe, przyśpieszały jeszcze ich topnienie. Ter­mometr stał wówczas na dziesiątym stopniu niżéj zera. Niektórzy marynarze pozrzucali już z siebie odzież futrzaną i uznano za niepotrzebne palić w piecu dniem i nocą. Zapas spirytusu tak się już wyczerpał, że używano go tylko w razach szczególnych. Wkrótce téż rozpoczęło się pękanie lodów z głuchemi łoskoty . Na całéj płaszczyźnie tworzyły się przepaście i szczeliny i byłoby nieroz­sądném puszczać się teraz w drogę bez drągów do zgłębiania tych rozpadlin, które żywcem mogłyby pochłonąć niebacznego wędrowca. Bywało często, że marynarze wpadali w wodę najniéspodziewaniéj, używając niezbyt miłéj, bo nieumyślnéj a zimnej kąpieli. W téj epoce wróciły i foki, a wraz z niemi i świéże zapasy mięsa. Zdrowie osady było wyborne. Czas przepędzano na przygotowaniach do odjazdu i na polowaniach. Cornbutte czynił częste wycieczki na południe, w celu zbadania drogi. Już tam roztopy powyżłabiały różne przejścia i kanały, któremi przepływały olbrzymie lodow­ce w południowym kierunku. W dniu 25 kwie­tnia statek był już gotowy. Żagle, dotychczas zwinięte, furknęły wesoło na masztach, a na­szym marynarzom na widok ten radośnie zaśmiały się oczy. Okręt drżał pod uderzeniami fal, jakby z niecierpliwości do podróży... czuł się już we właściwym dla siebie żywiole, a przecież oczekiwać jeszcze musiał. W Maju roztopy działać poczęły z niespodziéwaną gwałtownością. Śniég, który przysypał brzegi morza w czasie zimy do ogromnéj grubości, teraz, topniejąc, tworzył nieprzejrzane okiem kałuże. Gdzieniegdzie z pod jego resztek wyglądały trwożliwie drobniutkie krzaczki, różowe i blade kwiatki, i zdawały się uśmiéchać radośnie do ciepłego nieba. Termometr podniósł się wreszcie nad zero. Lody spływały szybko i o dwadzieścia mil od miejsca, w którém znajdował się Nieustraszony, morze już było wolne. Ludwik Cornbutte zawiadomił osadę, że chwila odjazdu nadchodzi. W dniu 21 maja, po ostatnich odwiédzinach na grobie ojca, Ludwik kazał podnieść kotwicę. Była to chwila, która radością i weselem napełniła serca jego towarzyszów. A jednakże rzucano te dzikie strony z głębokim smutkiem: oto pozostawiano tu samotny grób przyjaciela i ojca! Wiatr dął od północy i sprzyjał odjazdowi statku. Wprawdzie w drodze okręt nieraz wal­czyć musiał z napływającemi lodami, usuwać za­wady, rozbijać i rozszérzać przejścia, rozsadzać prochem lodowce..., walczyć i zdobywać sobie wolność, ale osada pracowała wesoło i energicznie, bo niezadługo spodziéwała się ujrzeć kraj rodzinny. Po miesiącu takiéj mozolnéj i niebez­piecznéj żeglugi, wśród któréj nieraz osada stała już nad przepaścią zagłady, okręt wydostał się na pełne, otwarte morze. Było to na wysokości wyspy Jean-Mayen. Około 25 czerwca, przyjaciele nasi spotkali dwa okręty, które zmierzały ku północy, na połów fok i wielorybów. Po miesiącu znowu Nieustraszony wypłynął już z morza polarnego. W dniu 16 sierpnia przed oczami naszych podróżników ukazał się port Dunkierki. Powitano ich sygnałowemi wystrzałami z lądu, a cała ludność portowa zgromadziła się na ich przyjęcie na brzegu. Wkrótce dzielni marynarze mogli się rzucić w objęcia swoich przyjaciół. Sędziwy proboszcz przycisnął do serca Ludwika i Maryą, a dwie msze święte w dniach następnych, jedna za duszę Jana Cornbutte, a druga na uproszenie błogosławieństwa dla dwojga młodych, poprzedziły uroczysty obrządek ślubny, łączący nazawsze serca, tak sil­nie związane przez wspólne cierpienia i nieszczęścia. KONIEC.
Alternative Linked Data Views: ODE     Raw Data in: CXML | CSV | RDF ( N-Triples N3/Turtle JSON XML ) | OData ( Atom JSON ) | Microdata ( JSON HTML) | JSON-LD    About   
This material is Open Knowledge   W3C Semantic Web Technology [RDF Data] Valid XHTML + RDFa
OpenLink Virtuoso version 07.20.3217, on Linux (x86_64-pc-linux-gnu), Standard Edition
Data on this page belongs to its respective rights holders.
Virtuoso Faceted Browser Copyright © 2009-2012 OpenLink Software