rdfs:comment
| - I dalej na biedaka: Że głupi pokraka, Że się chyba nie poprawi, Że rozmową jej nie bawi – A jak coś wycedzi, To tak, że lepiej niech cicho siedzi. I wnet mu tłumaczyła, Krzyczała, mówiła, Że jest cham I do dam mówić nie umie I niech to raz zrozumie, Że powinien być grzeczny, Układny i stateczny Tak, jak ona – Wiewiórka, jego żona. Tak szli, strojni świątecznie Leśną drogą – Pani wiewiórka gada, Że to wypada, Tamto nie wypada I z panem mężem, jak wiecznie Do żółwia doszli w końcu, Właśnie brał kąpiel w słońcu I potrzebował spokoju; Lecz ich powitał z radością, Z wrodzoną gościnnością Usadził pod sosną, Nad brzegiem rzeki, Gdzie niezabudki rosną I skąd widok daleki Na pola, łąki i lasy. Zabawił ich rozmową, A pierwszym było słowo, Że osły ci doktorzy, Przez których cierpią chorzy I którzy mó
|
abstract
| - I dalej na biedaka: Że głupi pokraka, Że się chyba nie poprawi, Że rozmową jej nie bawi – A jak coś wycedzi, To tak, że lepiej niech cicho siedzi. I wnet mu tłumaczyła, Krzyczała, mówiła, Że jest cham I do dam mówić nie umie I niech to raz zrozumie, Że powinien być grzeczny, Układny i stateczny Tak, jak ona – Wiewiórka, jego żona. Tak szli, strojni świątecznie Leśną drogą – Pani wiewiórka gada, Że to wypada, Tamto nie wypada I z panem mężem, jak wiecznie Do żółwia doszli w końcu, Właśnie brał kąpiel w słońcu I potrzebował spokoju; Lecz ich powitał z radością, Z wrodzoną gościnnością Usadził pod sosną, Nad brzegiem rzeki, Gdzie niezabudki rosną I skąd widok daleki Na pola, łąki i lasy. Zabawił ich rozmową, A pierwszym było słowo, Że osły ci doktorzy, Przez których cierpią chorzy I którzy mówią, że żółw jest zdrowy, Że nie ma bólu głowy I że w ogóle nie jest ani krzty nerwowy. A tymczasem przez nerwy Żółw traci resztę werwy, Zdrowia i siły; właśnie przez nerwy… Doktorzy zaś mówili, Krzyczeli, tłumaczyli, Że on nie miał co robić I chcąc sobie dogodzić Zmyślał chorobę, aby mieć zajęcie. Lecz on się na te słowa oburzył święcie I wygnał ich, gdzie pieprz rośnie… Żółw powiedział to groźnie, donośnie, rozgłośnie; Ale ledwie przystanął, aby nabrać oddechu, Bo się biedak zasapał i dyszał jak z miechu – Pani wiewiórka rada, Że dar wymowy posiada – Zaczyna, co wie tylko o nerwowości pleść; I to, że jeść nie można I że spokoju trzeba, Że życie w domu trzeba wieść, Nie pod błękitem nieba, Że straszna to choroba Że jej się nie podoba, Że na każdym kroku: We dnie, w nocy, czy o zmroku Śmierć na nerwowych czyha. Że to choroba cicha, A jednak niebezpieczna I że osoba stateczna, Tak jak pan żółw, powinna się przed nią bronić I precz, ją precz wygonić. Gadała jeszcze więcej, niby młyn w ruch puszczony; O widoku tak pięknie zdobiącym te strony: Wychwalała las, Czarny pas, Na widnokręgu. Paplała dłuższy czas O pól zasięgu, Mówiła co wiedziała o rzece, Która ciecze z źródła niedaleko I o stawach łączących je z rzeką, Prawiła o łąkach, O mokradłach, W które raz sama wpadła, O bąkach, które tną w lesie, O wietrze, co deszcz niesie. Potem znów powróciła do opowiadania, Co ma czynić nerwowy, czego się zabrania… I tak wokoło, bez zmęczenia: O chorobach, chorobach strumieniach, O polach, o lasach liściastych, jodłowych I… znowu o nerwowych… A żółw nieboże Ani mąż – Nikt jej przerwać nie może, Mówi wciąż… Mrok już powoli zapada, A ona gada i gada… Szaro i ciemno na świecie A ona plecie i plecie… Mąż, że to wciąż Z nią przebywa, Już tylko sennie się kiwa, Przyzwyczajony, Do wymowy swej żony. Ale żółw pierwszy raz ją widzi; Z początku w duchu szydzi Z tego, że dama wciąż gada, Po chwili czuje, że z sił opada, Po chwili siedzi martwo, bez ruchu, jak zaklęty… Słyszy w uszach głos przeklęty, Zamęt w głowie… Lecz w końcu wyzwolenie, Przerwano cierpienie – Goście wstają i żegnają biednego gospodarza. Oprzytomniawszy żółw mówi sobie: - Dobrze zrobię, jeżeli Zaraz po ożywczej kąpieli Przeniosę się na inne mieszkanie. Tu mieszkać nie jestem w stanie: Patrzyć bym musiał od wschodu do zachodu słońca Na te widoki chwalone bez końca A ja jestem – chciał powiedzieć – nerwowy – Ale dostał zawrotu głowy I ze strachu „gęsiej skórki”, Bo mu się przypomniało gadanie wiewiórki. Rzekł tedy sobie: - Najlepiej zrobię, Jeżeli wszystkim ogłoszę Że już choroba znika po trosze I dla celów zdrowotnych Na stałe się stąd wynoszę. – Tak go przeraziła swą wizytą Wiewiórka z rudą kitą, Że wyrzekł się urojonej choroby I wyniósł daleko, daleko za las… Aż po ten czas Nikt tu nie widział jego osoby… Image:PD-icon.svg Public domain
|