abstract
| - Karuzela Pucharu Świata tym razem przeniosła się do Vikersund, gdzie wszyscy mają okazję pobić swoje rekordy życiowe. Dawidek już pierwszego dnia wykorzystał tę szansę – najpierw poprawił go ze 148 na 153 m, następnie poprawił na 175 m, by na końcu zakończyć dzień z rekordem życiowym wynoszącym 177,5 metra. I tak ten rekordzik jest kiepski. A co z resztą Polaków? Tym razem przeciętny Kowalski nie ma powodów do bycia zbytnio wkurwionym – wszyscy Polacy bez problemu przeszli kwalifikacje. Nasz Kamil Stoch w treningach był w czołówce i przestała mu przeszkadzać skocznia – jak ktoś jest naprawdę dobry, to skocznia mu nie przeszkodzi. Piotrek też bez zarzutu – polatał sobie ponad 200 metrów, a technika dupka na narty, garbik i fajeczka poskutkowała sukcesem. Kicia nie może sobie poradzić z Vikersundbakken, na szczęście obyło się bez wpadek. Krzysiu Miętus trochę lepiej od Kota, ale niczego wielkiego nie zwojował. FIS nie pozwala na pobicie rekordu świata ani na przekroczenie punktu HS. Świadczy o tym wygranie kwalifikacji przez synka Mirana z wynikiem 215 m, gdy rozmiar skoczni wynosi 225 metrów. Drugi był Norweg Andreas Stjernen, a trzeci wspomniany już Piotrek. Dzięki „dbaniu o bezpieczeństwo” FIS-u co piąty skoczek nie przekroczył 150 m, a do przejścia kwalifikacji wystarczały skoki po 155 m. Władimir Zografski nadal boi się skakać na mamucie i nie startuje, mimo że we wszystkich poprzednich konkursach wystartował. Najwyraźniej woli się lenić – nie skakał nawet w MŚJ, mimo że była to jego ostatnia okazja do wystartowania w tych zawodach.
|