abstract
| - thumb|Pasożyt_z_Deneva USS Enterprise dociera do planety Deneva. Kapitan Kirk jest zaskoczony; Uhura nie może uzyskać połączenia z planetą. Spock znajduje symptomy masowego szaleństwa które opanowało planety w tym rejonie Drogi Mlecznej, a Deneva jest następną z nich. Sulu włącza wszystkie sensory. Mały wahadłowiec leci prosto na słońce Denevan , nie wydaje się jednak, żeby był poza kontrolą. Kirk nakazuje warp 8, kurs przechwytujący. Statek jest jednak poza zasięgiem promienia trakcyjnego Enterprise. W końcu udaje się nawiązać kontakt: kilka sekund przed tym, jak statek płonie, pilot krzyczy "Udało się! Wreszcie odeszło! Jestem wolny!!". Kirk formuje zwiad złożony z niego, Spocka, McCoy, Scottyego, Yeoman Zahra i Bobbyego. W mieście obliczonym na 100,000 mieszkańców nie zastają nikogo, w każdym razie nikogo nie widzą – jednak kilka minut później zostają zaatakowani przez czterech mężczyzn, którzy, choć wyraźnie są agresywni, krzyczą jednocześnie "Odejdźcie! Nie chcemy was ranić!" Mimo wszystko atakują tak zajadle, że trzeba ich ogłuszyć. McCoy odkrywa, że choć są nieprzytomni, ich system nerwowy jest bardzo aktywny – tak jakby stymulowało go coś nieznanego. Następny krzyk słyszą z laboratorium brata Kirka. Sam Kirk leży martwy na podłodze. Aurelan, żona Sama, jest w stanie histerii, a jej syn Peter leży nieprzytomny. Dowody sugerują, że coś próbowało tam wejść, chociaż odczyty sensorów temu przeczą. Aurelan, w strasznych bólach, mówi Kirkowi, że "stworzenia" przybyły osiem miesięcy temu na statku z Ingraham B. Gdy próbuje odpowiedzieć na pytania Kirka, bóle nasilają się, i McCoy jest zmuszony podać jej środek usypiający. Stworzenia używają Denevian jako swoich rąk i nóg, i zmuszają ich do budowy okrętów. Kontrolują ich zachowanie poprzez ból. W ostatnich słowach Aurelan błaga Kirka, by nie pozwolił stworzeniom lecieć dalej i umiera. Kirk dołącza do zwiadu; wie teraz, że przebywa tu jakiś rodzaj istot, ale zwiad jeszcze niczego nie odkrył. Wchodząc do budynku, z którego dochodzą dziwne dźwięki, zwiadowcy widzą wreszcie osobliwe stworzenia. Wyglądające jak kawałki galaretki istoty emitują dziwne dźwięki i mogą też latać, choć są bezskrzydłe. Fazer nastawiony na moc stopnia 3 – co niszczy większość organizmów – jest prawie nieszkodliwy dla tych stworzeń, nawet po kilkusekundowej ekspozycji. Te istoty nie są zarejestrowane w tricorderze Spocka Kirk nakazuje zwiadowi opuścić strefę zagrożenia; kiedy odchodzą, jedno ze stworzeń atakuje Spocka, zostawiając kłutą ranę. McCoy usuwa część obcych tkanek, a potem, mimo sprzeciwu siostry Chapel zamyka ranę. Stworzenia atakują, żądląc, zostawiają kawałek swej tkanki która szybko opanowuje system nerwowy ofiary, do tego stopnia, że pełne usunięcie jest niemożliwe. Spock odzyskuje przytomność, ucieka z ambulatorium i atakuje mostek. Chce zabrać statek z orbity. Zostaje w końcu obezwładniony i zabrany z powrotem do ambulatorium, gdzie McCoy dokonuje kolejnego odkrycia. Wskaźnik K3, który mierzy poziom bólu, stoi bardzo, bardzo wysoko. To potwierdza powód szaleństwa: ofiary cierpią tak bardzo, że w końcu się załamują. Spock, ponownie odzyskawszy przytomność, mówi, że może kontrolować ból. Jednak po jego wizycie na mostku Kirk nie może być tego pewny. Spock, zwyciężywszy ból, ucieka z ambulatorium i planuje odwiedzić ponownie planetę. Scotty, zgodnie z rozkazem Kirka, odmawia przesłania go. Gdy zjawia się Kirk, Spock wyjaśnia, że chce schwytać jedno ze stworzeń celem zbadania. Ponieważ jego system nerwowy został już zainfekowany, nic więcej stworzenia nie mogą mu zrobić. Kirk daje się przekonać, i mimo sprzeciwu McCoy'a Spock zostaje przesłany. Spock wraca ze schwytanym stworzeniem. Bardzo szybko orientuje się, że mimo swych rozmiarów jest to nie tyle stworzenie, co komórka mózgu. Kirk natychmiast pojmuje: te istoty nie są oddzielnymi zwierzętami, są wszystkie częściami jednej całości, połączonymi w tajemniczy sposób. Tak właśnie tłumaczy się ich odporność na ogień fazerów - wszystkie przejmują uderzenie i osłabiają je. McCoy próbuje znaleźć sposób na zabicie stworzenia. Ani gorąco, ani radiacja – nic nie jest w stanie tego zrobić. Kirk wie, że jeśli nie znajda sposobu na wygubienie tych stworzeń, będzie musiał zniszczeć Denevę, by zapobiec ich rozprzestrzenianiu. Milion ludzi będzie musiało umrzeć. Kirk nie chce, by stworzenia rozprzestrzeniały się, ale nie chce też zabijać Denevian, łącznie ze swym bratankiem. Żąda trzeciej możliwości. Klucz do sukcesu leży w zrozumieniu działania słońca. Deneviański pilot uwolnił się od stworzenia, nim umarł; coś ze słońca zabiło je. Nie promieniowanie, i nie ciepło – czyżby światło? Kirk myśli, że tak. McCoy przygotowuje kabinę testową, wkłada badane stworzenie do środka, i potwierdza teorię: silne światło jest dla tej istoty śmiertelne. Spock wchodzi następny; to konieczne, gdyż nie wiadomo, jak kuracja podziała na nosiciela. Spock zgłasza się na ochotnika. Ta próba również kończy się sukcesem: oślepiające światło uwalnia Spocka od stworzenia i od bólu – kosztem utraty wzroku. Spock, wyszedłszy z kabiny, mówi, że to korzystna zamiana – co ukazuje w pełni, jak bardzo musiał cierpieć. Ale prawdziwa tragedia dopiero się zaczyna: testy laboratoryjne ukazują, że do zniszczenia stworzenia wystarczy tylko jedna długość światła: ultrafiolet to jego pięta Achillesowa. McCoy jest zdruzgotany, gdy pojmuje, że Spock wcale nie musiał zostać oślepiony w wyniku kuracji. Mając odpowiedź Kirk nakazuje przygotowanie 210 satelit, emitujących ultrafiolet na orbicie stałej. Gdy satelity zaczynają się obracać, stworzenia padają i giną Stacja na Denevie wznawia kontakt. Spock wraca na mostek – znów widzi! Wygląda na to, że wewnętrzna powieka, specyficzny wytwór wolkańskiego organizmu, automatycznie ochroniła jego wzrok.
|