About: dbkwik:resource/zGUdCTnkSzZE48MGqXHwiw==   Sponge Permalink

An Entity of Type : owl:Thing, within Data Space : 134.155.108.49:8890 associated with source dataset(s)

AttributesValues
rdfs:label
  • Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj/K7/3
rdfs:comment
  • Zdarzyło się, że w miłym tym roku 1482, Zwiastowanie przypadło we wtorek 25 marca. Dnia tego powietrze było tak czyste i tak lekkie, że w sercu Quasimoda odezwała się jego dawna miłość dla dzwonów. Raźniej tedy nieco wstępował na północną wieżę, podczas gdy stróż kościelny otwierał na oścież podwoje katedry, składające się wtedy z grubych desek pokrytych skórą, obitych ćwiekami o złoconych główkach i ujętych w ramy rzeźbione „bardzo misternej roboty.”
dcterms:subject
Tytuł
dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg==
dbkwik:resource/WglBShsp9V9mYtToH6YeZw==
  • KSIĘGA SIÓDMA.
  • III. Dzwony
dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA==
adnotacje
  • Dawny|1876 r
dbkwik:wiersze/pro...iPageUsesTemplate
Autor
  • Wiktor Hugo
abstract
  • Zdarzyło się, że w miłym tym roku 1482, Zwiastowanie przypadło we wtorek 25 marca. Dnia tego powietrze było tak czyste i tak lekkie, że w sercu Quasimoda odezwała się jego dawna miłość dla dzwonów. Raźniej tedy nieco wstępował na północną wieżę, podczas gdy stróż kościelny otwierał na oścież podwoje katedry, składające się wtedy z grubych desek pokrytych skórą, obitych ćwiekami o złoconych główkach i ujętych w ramy rzeźbione „bardzo misternej roboty.” Doszedłszy do najwyższej klatki dzwonnicznej, Quasimodo spoglądał czas jakiś na sześć dzwonów, smutnie kiwając głową, jak gdyby ubolewał nad tem, że coś obcego stanęło w jego sercu między nim a niemi. Lecz gdy wprowadził je w ruch, gdy uczuł pod ręką polotne pozywy tego grona grajków ochoczych, gdy ujrzał, bo nie mógł słyszeć, jak drgająca oktawa wznosiła się i spadała po huczącej tej skali, niby ptak przeskakujący z gałęzi na gałąź, gdy Duch-muzyka, zaklęty ów geniusz, potrząsający roziskrzonym pękiem śpiżowcowych basów, kwint, treli, sykań sygnaturkowych, porwał i opętał głuchego dzwonnika, wtedy biedak uczuł się znów szczęśliwym, zapomniał o wszystkiem i rozkosz, która pierś mu wzdymała, rozpromieniła jego oblicze. Chodził, rzucał się, klaskał w dłonie, biegał od sznura do sznura, głosem i ruchem zachęcał sześciu śpiewaków, jak przywódzca orkiestry pobudzający pojętną swoją kapelę. — No, Gabryelo — mówił — wylej dziś wszystkie swe dźwięki na miasto! wszak to święto... Mikołajku, nie próżnuj! cóż, ustajesz? dzwoń, dzwoń-że, czyś zardzewiał, hultaju?... Dobrze! prędzej! prędzej! tak żeby serca nie widziano... Załóż im wszystkim uszy, zamaluj gęby, żebyć na głuchych nie wrzeszczeli... Wybornie, Grześku, tak jest śmiało!... Wilhelmie! Wilhelmie! tyś największy, a Pafnucy, który jest najmniejszy, lepiej od ciebie dzwoni. Założyłbym się, że ci, co słuchać mogą, słyszą go lepiej .. Dobrze, dobrze! Gabryelo, silniej! jeszcze silniej!,.. E! cóż wy tam robicie, wy dwaj w górze? Wróble? nie wydajecie najmniejszego dźwięku... Cóż to za dzioby miedziane, które zdają się ziewać, kiedy śpiewać trzeba? Hej! do pracy! Toż Zwiastowanie. Słońce świeci, grajcie dzwony... Biedny Wilhelmie! tchu ci już braknie, mej gruby przyjacielu? Cały był zajęty podnietą swych dzwonów, które skakały na wyścigi, wstrząsając błyszczącemi grzbietami, jak hałaśliwa uprząż mułów hiszpańskich smaganych przez poganiacza. Nagle, rzucając od niechcenia okiem przez jeden z otworów pomiędzy szerokiemi dachówkami, pokrywającemi na pewnej wysokości prostopadły mur dzwonnicy, ujrzał na placu dziwacznie przystrojoną młodą dziewczynę, przy niej małą kozę leżącą na rozesłanym kobiercu, a w około dziewczyny i kozy, gromadzący się tłum ciekawych. Widok ten zmienił raptownie bieg jego myśli i ściął jego zapał muzyczny, jak powiew wiatru ścina topniejącą smółkę. Stanął, odwrócił się plecami do dzwonów, przytulił twarz do otworu, i utkwił w tancerce ten sam wzrok zadumany, czuły i słodki, który już raz zadziwił był archidyakona. Tymczasem zapomniane dzwony zamilkły bełkotliwie i smutnie jeden po drugim, ku wielkiemu niezadowoleniu miłośników muzyki śpiżowej, którzy z Zamiennego mostu z żywem spółczuciem przysłuchiwali się grze Quasimoda, i odeszli rozczarowani jak pies, któremu pokazano kość, a rzucono kamień.
is dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg== of
is dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA== of
Alternative Linked Data Views: ODE     Raw Data in: CXML | CSV | RDF ( N-Triples N3/Turtle JSON XML ) | OData ( Atom JSON ) | Microdata ( JSON HTML) | JSON-LD    About   
This material is Open Knowledge   W3C Semantic Web Technology [RDF Data] Valid XHTML + RDFa
OpenLink Virtuoso version 07.20.3217, on Linux (x86_64-pc-linux-gnu), Standard Edition
Data on this page belongs to its respective rights holders.
Virtuoso Faceted Browser Copyright © 2009-2012 OpenLink Software