| rdfs:comment
| - Widziałem jak szary deszcz falą opada, unosząc ku niebu dziurawe ramiona, byle tylko płaski kamień go nie schwycił, żeby go rozproszyć tam, gdzie krew nie wsiąka. Bo kamień obłoków i nasion łan ścina, szkielety skowronków, mroku srogie wilki, lecz nie daje dźwięków, kryształu ni ognia, a place, place, place bez murów, jedynie. Już na tym kamieniu Ignacio spoczywa. Już koniec. To wszystko. Popatrzcie na niego. Już go bladą siarką śmierć zdążyła okryć, kształty Minotaura dała jego głowie. Kto drapuje całun? Kłamliwą ma formę! Image:PD-icon.svg Public domain
|
| abstract
| - Widziałem jak szary deszcz falą opada, unosząc ku niebu dziurawe ramiona, byle tylko płaski kamień go nie schwycił, żeby go rozproszyć tam, gdzie krew nie wsiąka. Bo kamień obłoków i nasion łan ścina, szkielety skowronków, mroku srogie wilki, lecz nie daje dźwięków, kryształu ni ognia, a place, place, place bez murów, jedynie. Już na tym kamieniu Ignacio spoczywa. Już koniec. To wszystko. Popatrzcie na niego. Już go bladą siarką śmierć zdążyła okryć, kształty Minotaura dała jego głowie. To koniec. Deszcz sączy się wprost w jego usta. Powietrze zostawia pierś, tak zapadniętą. Miłość, calutka we łzach lodowatych, tylko w tchnieniu byków może się ogrzewać. Co mówią? W stęchliźnie odpoczywa cisza. Patrzymy na ciało, co wnet się rozmyje. A było wyraźne, skowronkom podobne Bezdenne je teraz napełnią otwory. Kto drapuje całun? Kłamliwą ma formę! Tutaj nikt nie śpiewa, i w kącie nie płacze. Nie używa ostróg, nie przegania węży: tutaj trzeba oczu szeroko otwartych by spojrzeć na ciało, co nigdy nie spocznie. Chcę tu widzieć ludzi, których głos jest szorstki, co ujarzmić mogą i konia i rzeki. Ludzi, których kości czystą stalą dźwięczą, w których śpiewie błyszczą slońce i klejnoty. Tutaj chcę ich widzieć. Tu, przed tym kamieniem. Wobec ciała, które wodze ma zerwane. Niechaj mi pokażą, którędy ma odejść teń świetny kapitan, przez śmierć skrępowany. Niech mi płacz pokażą, ogromny jak rzeka, gdzie mgły słodkie suną, gdzie cieniste brzegi. Niech jej nurty ciało Ignacia zabiorą, by sapania byków już nie musiał słyszeć. Aby na okrągłym, księżycowym placu zgubił się; podobnym do byka co cierpi. By się w noc zagłębił, bez ryb i bez płaczu, w zmrożonego dymu zgęstniałe zarośla. Nie chcę by mu chustą zaraz twarz okryli, niech się przyzwyczaja do śmierci brzemienia! Odejdź Ignacio, już nie ma gorejących ryków. Uleć hen, i zaśnij. Morze też umiera! Image:PD-icon.svg Public domain
|